czwartek, 30 stycznia 2014

Jak bieganie wpływa na finanse? rozmowa z doradcą finansowym Tomaszem Jaroszkiem



Zastanawiałam sie ostatnio jak bieganie wpływa na moje finanse, wiadomo jak ze wszystkim bywa równie. Gdy trzeba kupić nowe buty, to kiepsko, ale gdy kolejny weekend z rzędu zamiast do klubu idę na trening, to zdecydowanie mój portfel "oddycha z ulgą". O rozmowe na ten temat poprosiłam eksperta od finansów, doradcę i blogera www.doradca.tv Tomka Jaroszka


Jak hobby wpływa na nasze wydatki? Rujnuje czy przewartościowuje?

Są hobby i hobby. W przypadku sportu, bardzo często największym wydatkiem jest czas i energia. Akurat bieganie to oczywiście buty, strój, może jakieś gadżety, ale i tak największe poświęcenie to te wybiegane kilometry i późniejsze zmęczenie. Nie kolekcjonujemy niczego, więc nie ponosimy tych kosztów z każdym kolejnym tygodniem. Wydaje mi się, ze zdrowe hobby ma więcej pozytywów niż negatywów. Znacznie bardziej pochłania nasze wydatki hobby kolekcjonerskie – zbieranie czegokolwiek doprowadza nas do momentu, w którym brakuje najciekawszych i zarazem najdroższych okazów. I tu zaczynają się duże wydatki. Sport to o wiele przyjemniejsza dla portfela pasja.

Rozmawiamy oczywiście o pasji w zdrowym, a nie fanatycznym wydaniu.

Każdy fanatyzm jest niebezpieczny, nie tylko w pasji, ale i pracy. Można kochać swoją pracę i nie odczuwać nigdy, że się tak naprawdę pracuje, ale wystarczy pójść krok dalej i mamy pracoholizm, który rujnuje rodziny. Wszędzie trzeba szukać równowagi.

Czy są jakieś badania mówiące np o tym, że ludzie z silno zakorzeniona pasją lepiej planują i kontrolują wydatki, bo mają określone cele?

Podejrzewam, że znajdą się badania i na ten temat. Dam sobie rękę uciąć, że jacyś „amerykańscy naukowcy dowiedli, że…”. Jednak już sama pasja wymaga poświęceń, lepszej organizacji pracy, doskonalenia panowania nad własnym czasem, lepszego planowania. To z kolei buduje nawyki, które nasz mózg łatwo przekłada na inne sfery życia, np. na pieniądze. Jeśli umiemy zaplanować cztery treningi w tygodniu i konsekwentnie je realizujemy to odkładanie 200 zł miesięcznie przyjdzie nam dużo łatwiej niż komuś kto nie ćwiczy. Po prostu łatwiej budujemy nawyki.

Ja widzę taką zależność, że od kiedy biegam, a przy tym dużo pracuję, robiąc poranne audycje w radiu wstaje codziennie o 4.30 mam niewiele czasu na wychodzenie np do knajp, restauracji czy np kina. Mając do wyboru trening lub wyjście "na miasto" wybieram bieganie, więc w portfelu zostaje więcej.....

Rezygnujesz z konsumpcji, która jest przeciwieństwem oszczędzania i trochę inwestowania. Masz też inne priorytety. Myślę, że nie można uznać braku czasu za powód do oszczędności. Możesz wszystko zamówić przez Internet, jedzenie zamówić do domu. Bardziej widzę oszczędności wynikające ze zmiany stylu życia na bardzo intensywny i dosyć zdrowy. Uprawianie regularnego sportu uważam za inwestycję i będę kłócił się z każdym kto twierdzi inaczej. Dobra forma to większa wydajność, mniej chorób, lepsze samopoczucie – a to z kolei przekłada się ogromnie na Twoją pracę i zarobki.

To jest bieganie w skali mikro, a jak to się zmienia gdy spojrzymy globalnie na rosnące zainteresowanie bieganiem? W ciągu kilku ostatnich lat wśród moich znajomych połowa to biegacze, co potwierdzają też wyniki badania Sponsoring Monitor (2012/2013 ARC Rynek i Opinia). Według nich liczba osób biegających w Polsce w ciągu ostatnich czterech lat zwiększyła się ponad trzykrotnie. Czy to może generować powstawanie nowych firm, miejsc pracy, rosnącego PKB?

Na pewno nakręcamy nową gałąź biznesu. Sprzedaje się więcej butów i ubrań dla biegaczy, do tego zdrowa żywność, usługi medyczne dla sportowców, odżywki sportowe, większe zainteresowanie siłownią (bieżnia w zimie), oczywiście płatne biegi i firmy, które kręcą się wokoło. Bieganie to niesamowita marketingowa maszyna. Brałem do tej pory jedynie udział w Biegnij Warszawo i ilość znaków firmowych, która mnie otaczała była bardzo imponująca. W zestawie startowym dostałem nawet przekąski dla biegaczy i specjalne plasterki na stopy – naprawdę marketing wokół biegania jest bardzo potężny i rozwinął się w niesamowitym tempie w Polsce. Bieganie staje się komercyjne. 

Bieganie jest jednym z najtańszych sportów, bo po zakupieniu odpowiednich butów właściwie juz możemy biegać. Nie potrzebujemy karnetów, sprzętu, trenerów, obiektów itd...

Ja potrzebuję siłowni z bieżnią w zimie, bo jeszcze mam problem z bieganiem w śnieżycy. Bieganie samo w sobie wymaga mało, ale jeśli popatrzymy na to komercyjnie… koszulka, spodenki, specjalna bielizna, skarpetki, buty, czapka, rękawiczki, aplikacja w telefonie lub specjalne urządzenie mierzące dystans, zegarek, urządzenie do mierzenia tętna… lista może zrobić się naprawdę imponująca, to rynek kreuje potrzeby. Jeśli nie włączę endomondo przed biegiem to jestem wkurzony, że nie zanotował się mój wynik. To nie ma żadnego znaczenia, bo przebiegłem ile miałem przebiec, ale mam silną potrzebę mierzenia tego żeby widzieć efekty. I tak usługa za usługą, rośnie cały rynek.

Choć z drugiej strony moda generuje również potrzeby, bo mimo samowystarczalności biegacza coraz więcej osób chcąc mieć lepsze wyniki decyduje sie na trenera personalnego, chęć błyśnięcia wśród znajomych generuje tez potrzebę kupowania ubrań, butów i gadżetów z najnowszych kolekcji...a to są juz konkretne pieniądze.

Zawsze na pewnym etapie rozwoju pojawia się specjalista/trener, którzy jako ekspert przeprowadzi nas przez drogę od amatora do profesjonalisty. Większość będzie na to patrzyła ze zdziwieniem, ale będą i tacy, którzy z chęcią skorzystają. Tak samo radiowiec uczy emisji głosu, bloger wydaje książki o blogowaniu itp. Ja sam chodziłem kilka lat temu, jeszcze w rodzinnej miejscowości na Lubelszczyźnie, na siłownię za 50 zł miesięcznie. Sam jeden i ćwiczeń uczyli mnie starsi koledzy. Dzisiaj w Warszawie wydaję na siłownie 200zł i przy wejściu proszą mnie o odcisk palca. Sprzęt jest kosmiczny i wszystko podłączone do aplikacji, a na sali jest kilku trenerów, ich opieka kosztuje co najmniej kilkaset złotych miesięcznie. Do tego można mieć czasopisma, instrukcje video, książki i oczywiście całą paletę odżywek. Jest popyt, jest podaż – w każdym sporcie działają również zasady rynku.

A czy organizacja biegów masowych, które odbywają się już niemal w każdy weekend, w niemal każdym mieście to może być dobry interes? Czy to może mieć jakiś wpływ na PKB? Zarówno od strony osób organizujących takie wydarzenia jak i punktu widzenia miasta ( zabezpieczenie wydarzenia, zamknięte ulice, objazdy) jak i przedsiębiorców, którzy danego dnia maja np niższe dochody bo klienci nie maja jak dojechać do restauracji, kina czy sklepu.

Jest jedna strona medalu – zamknięte na jakiś czas miasto, wkurzeni mieszkańcy. Jest też druga, często pomijana – turystyka sportowa i promocja miasta. Taki Poznań jest jednym z miast, które walczą chociażby z kilkoma niemieckimi o miano najlepszego miejsca na międzynarodowe kongresy. Biegi, na które przylatują ludzie z całego świata to doskonała możliwość promowania miasta i lokalnego biznesu! Ludzie naprawdę latają po świecie żeby przebiec np. maraton w Bostonie albo Berlinie. Dlaczego na mapie świata nie może być też maraton w Warszawie albo Wrocławiu? Mieliśmy Euro 2012 i zdążyliśmy się o nie pokłócić milion razy, jak zwykle: Polacy z Polakami. Jednak tysiące ludzi opowiedziało na świecie, że Polska to piękny kraj i warto tam wracać. Oglądał nas cały świat, a wabikiem była impreza sportowa. Wartość tej promocji jest nie do oszacowania! To samo można zrobić z biegami, ale trzeba patrzeć na tę drugą stronę medalu. Sport to też pieniądze i możliwości promocji. Wykorzystajmy to piękne polskie hobby, które zyskało tak na popularności w ostatnich latach. Dlaczego nie możemy być Europejską stolicą biegów? Nie wiem jak Ty, ale ja w tym widzę dobry biznes, nawet jeśli czasami ulice będą zamknięte na czas maratonu ;)


Tomasz Jaroszek – bloger doradca.tv

czwartek, 23 stycznia 2014

Kuala Lumpur. Pobiegamy?










Po Singapurze już chyba żadne centrum biznesowe nie zrobi na mnie tak wielkiego wrażenia, pod względem nowoczesności, architektury i połączenia nowych technologii z naturą i ekologią wielkie WOW. Pewnie dlatego gdy przylecieliśmy do stolicy Malezji nie było już takiego wielkiego podziwu dla części biznesowej, nawet słynne dwie wieże choć są niesamowite już nie rzuciły na kolana. za to "brudnych miejsc" dosłownie i w przenośni cała masa. Dzelnica chińska to jeden wielki bałagan, egzotyczne zapachy, smaki, języki. mieszają się tubylcy, turyści, ludzie z całego świata. podobnie ciekawa i kolorowa jest dzielnica indyjska.

Wrażenie robi też fakt, że bardzo widoczny jest tu na każdym kroku islam -ludzie, świątynie, charakterystyczna kuchnia, a nawet banki.

Pod kątem biegania miasto wydało się mało ciekawe.  City Center Kuala Lumpur to skupisko szklanych biurowców, sklepów i hoteli. niestety już nie tak uporządkowanie jak w Singapurze, cała masa tuneli, kładek, wąskich chodników, widać że kierowca ważniejszy od przechodnia i od biegacza też.






fontanna z woda do picia dla biegaczy i innych aktywnych :)

Wędrując po mieście wczesnym wieczorem odkryliśmy jednak wspaniały park, połączony z basenem, placem zabaw i co najważniejsze z trasą biegową wykonaną z kauczuku (tak myślę, ale być może to inne miękkie podłoże). spotkaliśmy bardzo wielu biegaczy, osoby ćwiczące brzuszki, rozciąganie...naprawdę fajne miejsce i to w samiutkim centrum! zupełnie jakby przed PKiN coś takiego zorganizować :) 

Biegaczy mniej niż w Singapurze, ale mimo wszystko widać że władze miasta o biegaczach nie zapomniały. nie wiem jak w dalszych częściach miasta, bo byliśmy tak krótko, ale jadąc z lotniska widziałam niesamowitą, tropikalną przyrodę, nie wiem czy takie parki/lasy w klimacie Park Jurajski nadają. Się do biegania, ale jeśli ktoś przetestował temat to dajcie znać!

środa, 22 stycznia 2014

Biegowa odsłona teledysku do utworu "Happy"

Kto jeszcze nie widział, to biegowa wersja teledysku do "Happy" już jest!!!! Ja reprezentuję oczywiście Pozdrów Biegacza inicjatorem i autorem całości jest autor bloga Sucha Szosa.pl

Klip można zobaczyć tutaj HAPPY

 





Ja swoją część kręciłam w Bangkoku, wśród (jak widać) masy turystów, przechodniów, samochodów, tuk tuków, autobusów i wielkiego gwaru. Autorem zdjęć jest moja szybsza połowa :) Obserwujący nas ludzie nieco dziwnie patrzyli, zwłaszcza gdy tańczyłam bez muzyki, ale myślę że całość wyszła fajnie. Kolejny raz potwierdza się, że biegacze to zakręceni, pozytywni ludzie :)


A cała akcja zaczęła się od teledysku Happy Pharella Williamsa, który nagrał go w kilku częściach, a całość trwała 24 godziny :)Można zobaczyć TUTAJ potem powstały wersje niemal wszystkich miast świata, pierwszy był PARYŻ, a następnie ruszyła lawina, więc biegacze też swoja wersję Happy mają :)





Trening na Bemowie

Już dzisiaj o 19.00 jak w każdą środę wspólny trening Pozdrów Biegacza i Pobiegani.pl, jeśli będziecie w okolicy to zapraszam serdecznie. Plan na dzisiaj: podbiegi :)  






Singapur- raj dla biegaczy

 


Singapur to miasto, które robi olbrzymie wrażenie,jest tak doskonałe, że aż wydaje się nierealne jak makieta czy plan filmowy. Miasto stanowi jedno wielkie, bardzo nowoczesne centrum biurowe, wielkich, pięknych, nowoczesnych wieżowców sięgających chmur, do tego bardzo eleganccy przechodnie w strojach jak z Sexu w wielkim mieście, jeżdżących luksusowymi samochodami i eleganckie, nowoczesne restauracje, bary, butiki LV czy Chanel na każdym kroku niczym u nas 
Zara czy HM



. między tym wszystkim przepiękna przyroda, palmy,egzotyczne kwiaty, wszędzie czysto,ładnie, bezpiecznie. tak wspaniale, aż pierwszego dnia stwierdziłam,że nie mogłabym tu mieszkać, że jakoś sztucznie, bez prawdziwego życia,no nie dla mnie....no i gdzie tu biegać między szklanymi drapaczami chmur?


na szczęście nic bardziej mylnego, przemierzając Singapur na piechotę w szerz i wzdłuż w końcu dotarliśmy nad rzekę, tu pierwsze miłe zaskoczenie.Masa klimatycznych  zakątków,uliczek i knajpek. nad rzeką wielu biegaczy, którzy o każdej porze dnia spotykają się na grupowe treningi. pierwszy plus, ale prawdziwa magia przed nami.

Spacerując dalej dotarliśmy do przepięknie zaaranżowanej mariny, a tu naprawdę dziesiątki jak nie setki biegaczy! Biegają młodzi, starzy, dzieci, wszyscy.Najfajniejszy widok, to ludzie wychodzący z biurowców grupami w sportowych strojach i biegający razem "po godzinach" lub w przerwie obiadowej. byli też tacy którzy zostawiali plecak z ciuchami na ławce i po prostu szli biegać i wiecie co? Ten plecak po godzinie nadal tam był! 
(no niestety na zdjęcie wkradł się także mój łokieć ;)

Po zachwycie przy marinie nadszedł czas, żeby jak każdy turysta zobaczyć restaurację, kt mieści się w wagonikach diabelskiego młynu. No i tutaj już totalne zaskoczenie, wzdłuż rzeki jest wydzielony pas tylko dla biegaczy, spotykają się grupy biegowe, trenują, ścigają, urządzają biegi.

A dla bardziej spragnionych przyrody niemal w samym centrum piękny, egzotyczny park.

nic tylko biegać w Singapurze!
Ps Potem odkryliśmy bardziej"brudne miejsca" np dzielnicę chińską czy dzielnicę Gejlang -centrum chińskich, indyjskich burdeli, szemranych biznesów i typów spod ciemnej gwiazdy. po zmierzchu zagęszczenie prostytutek na metr kwadratowy było niewyobrażalne. 

wtorek, 21 stycznia 2014

Biegacz na wakacjach


Zazwyczaj urlop, to czas,kiedy zarówno regularne treningi jak i dieta zostają lekko, albo nawet bardzo naciągnięte. Jednak Azja okazała się idealnym miejscem na dobry, zdrowy i wybiegany urlop biegacza. 

 



Po pierwsze jedzenie, Tajlandia (choć Singapur i Malezja również),to jeden wielki szwedzki stół na którym niemal za darmo (cena obiadu już od 3 zł)znajdziemy specjał kuchni tajskiej, chińskiej, indyjskiej, japońskiej i wielu innych. Jako wegetarianka nie mogę się wypowiedzieć na temat mięs, ale widziałam, że potrawy z mięsem, owocami morza, kurczakiem były chętnie zamawiane. Moje menu, to zazwyczaj ryż i warzywa duszone z niesamowitymi przyprawami, owocami, dodatkami, mlekiem kokosowym i curry. pachniały i smakowały tak, że pisząc to właśnie w samolocie zrobiłam się głodna:)






Ja zazwyczaj stołowałam się w barach gdzie jadali lokalsi i podróżnicy lub na bazarach/ulicznych stoiskach gdzie za 1-2 zl można było zjeść szaszłyk z mięsa, krewetek lub warzyw oraz spróbować smażonych makaronów z przeróżnymi dodatkami (to akurat w wersji wege była kiepską opcją), a także przetestować dziesiątki lokalnych specjałów kt 

ani nazw ani składu nie jestem pewna :)

 


Największym hitem i zaskoczeniem była dla mnie wszędzie dostępna owsianka (która zabrałam ze sobą:))) , za jakieś 3zl można było zjeść owsiankę z jogurtem naturalnym, orzechami i przepysznymi owocami.





Zatrzymując się jeszcze przy owocach, to sprzedawane na każdym kroku paczuszki z mango, arbuzem, ananasem, papają, marakują i wieloma innymi kt nigdy wcześniej nie widziałam i nazw nie znam,sprawiały że niemal wcale nie miało się ochoty na słodycze UFF Minusem były jak dla mnie świeże soki i koktajle, bo osobiście ani razu nie dostałam wersji 100% owoców. zawsze lądował w kubku syrop, masa lodu, woda, cukier,nawet przy wyraźnej prośbie i dopłacie za same owoce :)))


A co do treningów, to tak jak już pisałam, dla chcącego nie ma przeszkód :) zawsze znajdzie się jakiś park, mniej zaludniona dzielnica czy plaża. moje treningi nie były tak częste ani tak intensywne jak zazwyczaj, ale łącząc to z codziennymi wędrówkami od 10 do 20 albo nawet więcej kilometrów myślę, że wyszło ok, a teraz powrót do zimy, Warszawy, pracy i solidnego trenowania!


Zapewne jesteście albo niebawem będziecie na zimowych urlopach narciarsko deskowych, jakie macie plany? Jak planujecie treningi i diety podczas urlopów? 

 

 

niedziela, 19 stycznia 2014

Zakochana w bieganiu

Wiele razy się zastanawiałam co daje bieganie, wiadomo, że relaks, wolność, radośc, pomaga schudnąć i mieć fajne ciało, do tego możliwość poznawania nowych, fajnych ludzi i zdrowa rywalizacja. Jednak ciągle nie potrafiła zdefiniować tego, co dokładnie sprawia, że mimo upału, mrozu czy deszczy zawsze wychodzę na trening. No i dzisiaj odkryłam.









Nadal jesteśmy na wakacjach w Azji, jest gorąco, pięknie, egzotycnie, naprawdę niesamowicie. Jednak jak to w życiu  zawsze coś zakłóci na chwilę ciszę :) dostałam maila z propozycja wzięcia udziału w szalonym przedsięwzięciu biegowym ( chwilowo objęte tajemnicą)  i całe przedpołudnie starałam sie to jak najfajniej zrealizowac, a potem wysłać mailem do Polski. Niestety slaby internet, ograniczenia skrzynek, słabe możliwości tabletu stawały na przeszkodzie i tak ostatni dzień wakacji spędziłam w sporej części wkurzając sie przed monitorem.


Kiedy w końcu udało się wysłać pliki poszłam biegać, najpierw slalom zatłoczonymi uliczkami Bangkoku, a potem do ogromnego parku, gdzie po ciemku, przy nieśmiałym blasku latarni robiłam kolejne okrążenia słuchając muzyki. I wiecie co? Poczułam radość, motyle w brzuchu, dosłownie jak na pierwszej randce. Wszystkie zmartwienia i złość odeszły, a pozostała radość. Wróciłam do pokoju i opowiedziałam o tym narzeczonemu, skwitował, to mówiąc "a więc kochasz mnie jak bieganie po parku nocą?super" :), ale mimo absurdalności wypowiedzi coś w tym jest. Bieganie jest super, dodaje skrzydeł i pozwala znaleźć siebie w każdym miejscu na świecie :)




poniedziałek, 13 stycznia 2014

Bieganie w Tajlandii






Tajlandia zachwyciła nas od pierwszego kroku na lotnisku, bo już tu byli pięknie, kolorowo ubrani ludzie, z dobrocią w oczach i uśmiechem na ustach. Pierwszy kontakt z tzw lokalsem w kantorze, zamiast zwykłego "dziękuję" złożył ręce jak do naszego "amen" i pochylił głowę. Niby nic, a jednak urzekło :) Potem taksówka, nie ma mowy o oszustwie bo najpierw zgłaszamy się do kasjerki, która daje nam specjalny kwit i można poprosić o określenie kwoty kursu. Wsiadamy do neonowo-różowej taksówki z talizmanami dyndającymi na lusterku, egzotyczną muzyką w głośnikach i znowu przemiłym, choć nie mówiącym ani słowa po angielsku kierowcą . No i w drogę, kierunek Bangkok!!! Spędziliśmy tu chyba najbardziej intensywne trzy dni w naszym życiu. Tuk tuki, świątynie przepełnione złotem, olbrzymimi posągami Buddy, kwiatami, kadzidłami i spokojna atmosferą, na każdym kroku stoiska z owocami, sokami, szaszłyki pichcone na prędce, wszędzie masa, naprawdę masa ludzi, którzy są w stanie zrobić imprezę na kawałku chodnika, zrobić najlepszą restaurację z ulicznego baru i stworzyć atmosferę, która sprawi, że ludzie z całego świata będą czuli się jak w domu. Bangkok zyje całą dobę, zawsze jest głośny, przepełniony ludźmi ( i to nie tylko turystami, ale zwyczajnymi tubylcami, którzy po godzinach urządzają biesiady w swoich sklepach, barach czy przed domami), nawet jeśli nasza dzielnica poszła już spać możemy złapać tuk tuka i pojechać gdzieś gdzie zabawa trwa :)


Bangkok oszołomił mnie zapachami, przyjazna atmosfera, egzotycznymi smakami, naprawdę dobrą zabawą i tym jak łatwo poczuć się tam jak w domu.


Co do biegania, to jest możliwe, oczywiście jak wszędzie :) jednak nieco utrudnione. Pierwszym i najważniejszym problemem jest to, że wszędzie jest masa ludzi, naprawdę ciężko biega się w gigantycznym tłumie, a po ulicach nie polecam, bo taksówki, tuk tuki, autobusy i miliony skuterów robią swoje. Dlatego, jeśli wylądowaliśmy w wyjątkowo przeludnionej części, to proponuje w ramach rozgrzewki spacer do najbliższego parku, które są naprawdę duże, przestronne, ogrodzone i jest gdzie pobiegać. Innym rozwiązaniem jest bieganie po nieco mniej uczęszczanych miejscach, my znaleźliśmy miłe rejony po obu stronach rzeki, włącznie ze nowym mostem. Ja biegać po mostach bardzo lubie, więc była to dodatkowa atrakcja :)



Dodatkowym utrudnieniem w bieganiu była pogoda, przyzwyczajona do zimnego, pobudzającego powietrza w Polsce, musiałam przystosować się do upałów w okolicach 40 stopni i dużej wilgotności powietrza.


Dużo łatwiej i bardziej naturalnie biega sie po plaży, teraz gdy przemieszczamy się po wyspie Phuket niemal codziennie w ramach tzw plażingu choć kilka kilometrów biegam, co nie jest super łatwe w takim upale, ale daje satysfakcję :)


dzisiaj biegałam o zachodzie słońca w Patong :) wykończona, ale szczęśliwa :) niestety zwyczaj Pozdrawiania Biegaczy jeszcze tutaj nie dotarł.





sobota, 4 stycznia 2014

9.Półmaraton Warszwawski ( na próbę )

Jeszcze przed Świętami powstał pomysł, żeby wypróbować trasę 9.Półmaratonu Warszawskiego w weekend po Sylwestrze. No i ten dzień przyszedł właśnie dzisiaj :) Spotkaliśmy się kilka minut po 15.00 przed Stadionem Narodowym, szybka rozgrzewka, ostatni rzut oka na trasę i CZAS START!!!




 Mimo, że zapowiadało się kilka osób więcej, to ostatecznie biegliśmy we troje. Ja, moja szybsza połowa i nasz kolega Łukasz. Najpierw biegliśmy przez most, co jest zawsze urocze, magiczne i jedyne w swoim rodzaju.uwielbiam! Potem przez centrum, Krakowskie Przedmieście.




 

 Do tego momentu pełen luz. Musieliśmy uważać na ludzi, pilnować trasy, dużo się działo dookoła. Najbardziej bałam się Wisłostrady, bo to dosyć długi odcinek, mało interesująca,płaska trasa. No jak się okazało z pewnymi przeszkodami w postaci placu budowy na wysokości Torwaru :) Kolejna porcja emocji zaczęła się gdy musieliśmy dobiec do ul Gagarina, bo nie byliśmy pewni czy wybraliśmy dobra droge ( na szczęście tak :) no i już PEŁEN MEGA FULL HARDCORE jak dla mnie czyli mając 15 km w nogach podbiegasz jakieś 700 metrów pod naprawdę ostra górkę w postaci ul Belwederskiej. Gdy już to przeżyłam poczułam się jak Rocky podczas swoich treningów i wiedziała, że teraz to już mogę wszystko. W trakcie naszego biegu słońce zdarzyło zajść i całą trasę Alejami Ujazdowskimi biegliśmy w blasku pięknej iluminacji świątecznej. W dobrych humorach dobiegliśmy do Palmy, a potem został już tylko most, który był prawdziwą przyjemnością, zwłaszcza że na horyzoncie była już meta. Muszę przyznać, że pokonując już w sumie 4 raz taki dystans widzę postępy. Po dobiegnięciu do końca nie byłam juz tak jak wcześniej wykończona i spokojnie mogłabym jeszcze kilka kilometrów zrobić. Ostatecznie przebiegliśmy trase z wynikiem ok 2.godz 15 minut, co przy bieganiu w ce3ntrum, w ciągu dnia, w weekend przy masie ludzi wydaje mi się całkiem przyzwoitym wynikiem.


 W trakcie biegu na 8 i 15 kilometrze zjadłam żele i napiłam się wody, trzymając się zasady pij i jedz zanim stracisz energie, bo potem może być za późno. No i poskutkowało :) Ogólnie trasa fajna, szybka i przebiegająca przez bardzo ładną część miasta.




Teraz zostaje trenowanie podbiegów. Chyba kilka razy przejadę się w okolicę Belwederskiej, żeby potrenować tę górkę przed prawdziwym startem w 9. Półmaratonie Warszawskim.


A jakie jest Wasze zdanie jeśli chodzi o testowanie trasy przed biegiem? Stosujecie czy wolicie być zaskoczeni trasą? Ja zrobiłam taki próbny bieg pierwszy raz i myślę, że warto :)

 

 

 

czwartek, 2 stycznia 2014

Półmaraton Warszawski 2014 na próbę!

Już w sobotę 4 stycznia próbny Półmaraton Warszawski 2014! Spotykamy się o 15.00 przed Stadionem Narodowym od Waszyngtona i biegniemy trasa półmaratonu. Ktoś ma ochotę do nas dołączyć?