poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Hejt na biegaczy

Miałam napisać relację z biegu na 10 km przy Orlen Warsaw Marathon, ale kilka czynników wpłynęło na to, że bieg będzie punktem wyjścia do szerszej dyskusji. To może najpierw o biegu. Start biegu jak zawsze bardzo emocjonujący, jak dla mnie wręcz wzruszający. Niesamowita energia, jedność, siła sportu i biegaczy. Stojący ramię w ramię maratończycy i biegnący w przeciwnym kierunku "dychowicze". Białe i czerwone balony unoszące się w powietrzu, flaga Polski "falująca" na wyciągniętych dłoniach biegaczy. Mega moc!!!
Zarówno dystans maratoński jak i bieg na 10 km przy OWM zawsze słynął ze świetnej organizacji i ciekawej, miejskiej trasy. no i niestety w tym roku juz tego nie mogę powiedzieć. Trasa na 10 km przebiegała wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego i tak 4 km, potem kolejne 2 przez zakamarki Gocławia ( nic nie mam do samej dzielnicy, ma swoje fajne strony, słynny Balaton, ale akurat trasa nie zawierała ani jednej ciekawej rzeczy na której można by się skupić czy oko zawiesić),no i dopiero ostatnie 3 km to bieg przez piękną Saską Kępę i wbieg na błonia Stadionu Narodowego...w porównaniu np do możliwości przebiegnięcia przez Most Świętokrzyski w ubiegłych latach , musicie przyznać, że trasa wypada blado... Na szczęście biegło mi się dobrze, miałam lekkie nogi i wolną głowę i nawet "tak fascynująca trasa" nie wpływała na moją ogólna kondycję. Na mecie znowu fantastyczna energia biegaczy, kibiców, transmisja walki elity maratońskiej i wielkie oczekiwanie na zwycięzcę.


Postanowiłam, że pojadę do domu, przebiorę się i pójdę kibicować w Wilanowie. no i rzeczywiście kibicowałam, tyle że z samochodu bo czekałam godzinę, żeby móc wjechać na swoje osiedle. Zapewne gdybym nie była biegacza, to cierpliwości by mi nie wystarczyło i byłabym ostro wkurzona. a tak...obserwowałam maratończyków, kibicowałam i zerkałam na serial który odpaliłam w telefonie. No i to wydarzenie sprawiło, że pierwszy raz pomyślałam sobie, że w sumie to trochę rozumiem tych wszystkich nie-biegaczy, którzy lamentują na wieść o kolejnym biegu. Oczywiście  z punktu startującego biegacza sprawa jest przesądzona. Każdy bieg jest fajny, im więcej tym lepiej. Co złego w sporcie i pozytywnej energii? no nic, ale to wczorajsze doświadczenie dało mi obraz " z drugiej strony". Jednak co innego sobie coś wyobrazić, a zupełnie inaczej jest gdy to przeżyjemy.
Ale, ale! Żeby teraz nie bylo, że ja przechodzę na druga stronę mocy!Chciałam tylko wyrazić zrozumienie.
Jednak mówię stanowcze nie panu, który konwersował ze mną na wilanowskim portalu pisząc, że weźmie pistolet i wystrzela biegaczy. Mówię także nie fejsbukowiczce, która w ostatnich godzinach zyskała popularność pisząc małe wypracowanko ze słowami na K, Ch i P w rolach głównych na temat jej sprzeciwu wobec organizacji biegów masowych w miastach. argumentując to hasłem "biegacze do lasów". Tylko jak znaleźc las w okolicy Warszawy, który pomieściłby kilkanaście tysięcy osób? Tego pewnie fejsbukowiczka pod uwagę nie bierze. Chciałabym wierzyć, że gdyby w Warszawie był jeden maraton i jeden półmaraton, to wydarzenia te byłyby świętem dla mieszkańców, tak jak to się dzieje na całym świecie. A nawet co by tu daleko szukać w innych miastach, takich jak Wrocław czy Szczawnica.
wiadomo, że racja jest jak zwykle po środku, ale w tej powracającej fali hejtu, która przybiera coraz bardziej dosadny język warto podkreślić, że w stolicy są również kibice zadowoleni z biegów. Za każdym razem stoją wzdłuż trasy i dodają swoimi okrzykami, klaskaniem, wierszykami, piosenkami i plakatami dużo energii. I za to kibicom na wszystkich trasach BARDZO DZIĘKUJĘ!
Tak sobie mysle, że może rozwiązaniem problemu byłby większy odstep czasowy maratonów i półmaratonów w mieście. Teraz jest kumulacja wiosna i jesienia, no i nastepuje kumulacja negatywnych emocji. niby tlko 4 imprezy, a wychodzi, że aż 4! a jakie jest Wasze stanowisko? Bieganie ponad wszystko?Czy trochę rozumiecie lamentujących?


wtorek, 19 kwietnia 2016

Czy bieganie i miasto idą w parze?

Z jednej strony bieganie jest najbardziej naturalną formą ruchu,aktywności która towarzyszy człowiekowi od zawsze. Z drugiej strony razem z człowiekiem dotarło do miasta. No i nie zawsze mamy  możliwość, żeby biegać w parku czy lesie.  Wtedy jedyną opcją, zwłaszcza wieczorem, zwłaszcza dla kobiet jest przemieżanie przestrzeni miejskich. Skrzyżowania, ulice, światła, wieżowce, osiedla. ..po prostu duże miasto nad którym unoszą się spaliny.
Tutaj pojawiają się dwa obozy. Tych,którzy traktują bieganie jako integralną część życia i biegają wszędzie tam  gdzie akurat są i tych,którzy nie widzą sensu w bieganiu między blokami i stawiają tylko na naturę. 
Ja jako osoba mająca szalony plan dnia że wstawanie o 4.00 , pracowaniem od 6.00, odsypianiem po południu  nie zawsze mam siłę i czas na bieganie w czasie dnia. No i wtedy gdy nie mam towarzystwa wybieram trasy wzdłuż głównych ulic,gdzie jest jasno, w miarę bezpiecznie, są ludzie i czuje się bezpiecznie. Czy cierpię biegając w mieście? Nie.Kocham Warszawę, uwielbiam zgiełk, zamieszanie ,rytm miasta. Lubię gdy miejskie życie dostarcza atrakcji podczas treningu, gdy mogę zobaczyć nowe miejsca czy zerknąć na wystawy sklepów. Gdy uda się biegać w ciągu dnia to wybieram park,plaże, zakamarki Wilanowa. Każda opcja jest fajna :) A Wy co wybieracie?

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

9. PKO Poznań Półmaraton

Plan na ten rok startowy jest taki, żeby nie przesadzać, biegać dla przyjemności, pamiętać, że regeneracja i dieta są równie ważne jak trening. Dlatego nie mam zamiaru startować od marca do listopada w każdy weekend, a czasami nawet w sobotę i niedzielę. W tym roku postanowiłam, że biegowe starty wyznaczy mi Korona Półmaratonów. Zasady są takie, że z 10 proponowanych imprez, wybieramy 5 ( trzymając się określonych w regulaminie zasad) , które musimy zaliczyć w ciągu roku. Po wybieganiu półmaratonów zgłaszamy sie do organizatorów Korony Półmaratonów do 31 grudnia roku w którym zabiegaliśmy o koronę. Regulamin znajdziecie TUTAJ Nastepnie dostaniemy specjalny medal i zostaniemy wpisani do rejestru.

Pierwszym na drodze po koronę miał być Półmaraton Warszawski, jednak choroba pokrzyżowała mi plany. Dlatego start po koronę odpaliłam podczas 9. PKO Poznań Półmaratonu. Ktoś mógłby zapytać po co mi w takim razie ta korona, skoro postanowiłam w wyluzowany sposób podchodzić do biegania? A no po to, żeby mieć rytm treningowy, motywację, przyjemność ze startowania. Ja uwielbiam biegi masowe, tę radość, adrenalinę, zmaganie z własną słabością...ale jednocześnie nie chcę zabijać się o sekundy. Nie chcę, żeby bieganie stało sie obowiązkiem i przymusem.

Plan na Poznań był taki, że pobiegnie ze mną mój mąż. Pierwszy wspólny bieg! od początku do końca razem! Bałam się, że pojawią się jakieś kłótnie, spory, że jeszcze przed startem będa nieporozumienia, a gdy dojdzie zmęczenie to awanturę mamy jak w banku. Tymczasem o adrenalinę przed startem nie musieliśmy dbac sami, bo po pierwsze dostarczyła nam jej pogoda - mega ulewa, szaro zimno i daleko do domu...a po drugie korki + brak znajomości miasta + brak miejsca do zaparkowania. I tu nie chodzi o złą organizację broń Boże! Tylko o to, że przegapiliśmy zjazd na oficjalny parking, a potem było juz tylko gorzej. Także w ostatniej chwili wpadliśmy zdyszani na metę. No jakieś 10 minut przed startem. Ja jeszcze zrobiłam relacje telefoniczna do radia w której zapowiedziałam bieg, a potem w strugach deszczu czekaliśmy aż ruszy nasza strefa czasowa. Chris był zdziwiony, że tak to wygląda...zawsze startuje zaraz za elita i nie miał pojęcia o tym, że reszta chwile czeka, że jest dużo większy tłok i że może się zdarzyć zator na zakręcie ( tak jak było tym razem, jakieś 400 metrów od startu). Ruszyliśmy i tu zaczęła sie współpraca biegaczka-zająć. W sumie, to mój pierwszy raz, Chrisa też. Ale okazało sie, że nogi niosły, głowa świeża, otwarta i bez wątpliwości. Dla odwrócenia uwagi miałam muzyke na uszach i biegło się naprawde dobrze. Co prawda w strumieniach deszczu, kałużach, ale przynajmniej bez upału, którego przy bieganiu bardzo nie lubię. Cały czas trzymałam sie męża, na zbiegach starałam się biec jak najszybciej, na podbiegach biegłam tak szybko jak mogłam czyli wolno ;) a na prostej starałam się nadrobić. No i tym systemem udało się zrobić fajny ( jak na mnie) czas 1:59:40 , zrobic życiówkę i złamac dwie godziny. Naprawde się cieszę, bo w końcu widać efekty przebieganej solidnie zimy. Mój mąż dopingował mnie do samego końca, aż wbiegłam na niebieski dywan i przekroczyłam metę. Fajna, małżeńska, biegowa współpraca. Pewnie szybko sie, to ie powtórzy, bo chris ma swoje biegi ultra, ale widac, że jest to kolejna płaszczyzna na której się dogadujemy.
Wielkie brawa dla kibiców w Poznaniu!!!!1 Mimo deszczu i zimna dzielnie kibicowali na całej trasie.
Co do organizacji wydarzenia, to poza zbyt wąskim gardłem 400 metrów od mety nie mam zastrzeżeń. Było czytelnie, sprawnie, wielu wolontariuszy,ciekawie rozwiązany problem korka, który zazwyczaj tworzy się za linia metu. Pierwszy raz widziałam takie rozwiązanie. Mianowicie za metą była woda, izotoniki, jedzenie, a dopiero po przejściu cąłej tej strefy były medale. Dzięki temu nie było tloku.
Dzień przed startem, w sobotę był cykl wykładów na temat techniki biegowej, dietetyki, zdrowia, no i oczywiście expo.

Impreza zdecydowanie udana, kolejny start juz w niedzielę. 10 km podczas Orlen Warsaw Marathon :)