sobota, 26 kwietnia 2014

Spóźniona relacja po biegu na dychę przy Orlen Maratonie

Przed samym Orlen Warsaw Maratonem stchórzyłam i postanowiłam, że to jeszcze nie mój czas na maraton. Wydawało mi sie, że przed debiutem powinnam zrobić co najmniej 30 kilometrów, tak na próbę a tymczasem miałam na koncie jedyne 25 km. Może gdybym miała towarzystwo biegowe, to znalazłaby się większa motywacja i doping, a tak ziarno wątpliwości sprawiło, że postanowiłam odłożyć start. Pakiet maratoński zmieniłam na bieg 10 km.



Oczywiście już na starcie żałowałam, że może warto byłoby zaryzykować, no ale grzecznie ustawiłam się po mojej stronie ulicy. Atmosfera jeszcze fajniejsza niż zwykle przed biegami, bo biegaczy była naprawdę cała masa. Dychowicze z podziwem patrzyli na maratońską stronę, ale po drugiej stronie nie było wywyższania. I to jest właśnie super w sporcie, przynajmniej tym rekreacyjnym, że nie ma zawiści, zazdrości podstawiania nogi. Jest sportowa jedność. Gdy biegi ruszyły biegacze, biegnący w przeciwne strony ( Dychowicze biegli w stronę mostu Świętokrzyskiego, a Maratończycy w stronę Poniatowskiego) przybijali sobie "piątki".


Bieganie po mostach zawsze jest dla mnie fajne, więc Świętokrzyski na "dzień dobry" i przy finiszu, to strzał w 10 nomen omen :)

Później wisłostrada - to mój najmniej ulubiony fragment biegowej Warszawy, bo dłuży się niemiłosiernie, potem podbieg ul Sanguszki, no i klimaty staromiejskie - co znowu uwielbiam. Później zbieganie ekstremalnie"z górki" Tamką, most i jesteśmy w domu, to znaczy przed Stadionem Narodowym.

Biegło się bardzo dobrze, świetna trasa, siły odbierała dosyć duża lampa, no i tłum, przy pierwszej bramce z pomiarem czasu musieliśmy się niemal zupełnie zatrzymać, taki sie zrobił korek.

Ale ogólnie wszystko na plus. życiówki tym razem nie była, skromne 56 minut i to z włąsnej winy, bo źle spojrzałam na zegarek i wydawało mi się, że zupełnie nie ma o co walczyć, więc nieco odpuściłam na finiszu. Oczywiście nie co żałuję, bardzo żałuję że nie spróbowałam mimo wszystko wystartować w maratonie. No ale wszystko przede mną. A jako, że maraton chciałabym przebiec, a nie przemaszerować, to może rzeczywiście lepiej się stało.

Wszystkim Dychowiczom, Maratończykom i organizatorom gratuluję!

Wracając jeszczę na chwilę do samej organizacji, to naprawdę fajnie wyszło miasteczko biegowe, gdzie była masa atrakcji od targów biegowych, przez strefy zdrowia,strefe kulinarna, po takie atrakcje jak mozliwość stworzenia pierwszej strony Gazety Wyborczej z własnym zdjęciem i biegowym tytułem.

W pełni zasłużenie Orlen Maraton jest nazywany wśród biegaczy najlepiej zorganizowaną imprezą w Polsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz