niedziela, 17 stycznia 2016

Bieg Chomiczówki i noworoczne przemyślenie

Sezon startowy otworzyłam 33.Biegiem Chomiczówki. Od lat słyszałam o tym biegu, że jest świetna atmosfera, fajny dystans 15 km i idealna okazja, żeby spotkać biegowych znajomych. W tym roku w końcu się udało i z numerem 77 stanęłam na linii startu. Muszę przyznać, że trochę się obawiałam po pierwsze biegania między blokami na Chomiczówce, a po drugie i chyba bardziej przerażające aż trzy pętle po 5km.
Uzbrojona w dobry humor, ciepłą czapkę i komin, a także w mp3 ze sprawdzoną playlistą.




Okazało sie, że moje obawy były zupełnie niepotrzebne, biegło się super fajnie, zero kryzysów, trasa była tak kręta i zawiła, że nawet sie nie nudziła i zanim zaczęłam się zastanawiać kiedy koniec, to już widziałam panią z tabliczką "kilometr do mety".

Biegłam na spokojnie, dla przyjemności, bez zabijania się o życiówkę. I chyba właśnie takie podejście w moim przypadku  ma większy sens. Nie jestem biegaczką z szansami na dołączenie do elity i walkę o pudło. Dlatego stresowanie się tym czy urwę parę sekund ew minut nie ma najmniejszego sensu. Jak się uda, to super, jeśli nie to nic złego się nie dzieje. Wcześniej to ogólne ciśnienie na wyniki, życiówki, starty sprawiło, że zaczęłam się spalać. Start zamiast przyjemnością był stresem.  W ostatnim czasie udało się dojść do punktu w którym po prostu ciesze sie sportem.

A sam bieg bardzo udany. Punktualny start, dobrze oznaczona trasa, solidne zabezpieczenie medyczne. Na mecie gorąca herbata, grochówka i możliwość zrobienia pamiątkowego zdjęcia.

Poza walorami biegowymi i towarzyskimi, bo jest to impreza na której można spotkać wielu znajomych były też mocne emocje sportowe. W biegu wzięło udział kilku naprawdę dobrych biegaczy. A ostra walka między Emilem Dobrowolskim i Błażejem Brzezińskim toczyła się do samego końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz