środa, 17 września 2014

Facet na fitnessie?

Jako stały bywalec wszelakich odmian fitnessu od Płaskich brzuchów, Zgrabnych pup przez TBC, ABT, Body Pump, Zumbe, Latino, Pilates, Cross, Fat Burning...naprawdę rzadko widuję na zajęciach panów. Pojawiają się bardzo sporadycznie, ale już na etapie rozgrzewki gdy nie są w stanie zapamiętać choreografii a rzucane komendy nic im nie mówią widać, że się zniechęcają.


z jednej strony szkoda, bo moja Szybsza Połowa równiez ma pogardliwy stosunek do wszelakich zajęć i nigdy nie chce dać się namówić na wspólny fitness, a tyle z drugiej strony fajnie miec świadomość, że choć w tej dziedzinie, to kobiety rządzą :)


Jednak pójdźmy po kolei. żeby nie zalał mnie wrzask, że największymi wymiataczami zumby sa przecież faceci. TAK!Zgadzam się! i to na zajęciach z instruktorem facetem przewaznie jest fajniej, ale z drugiej strony wśród uczestników są zazwyczaj tylko panie.

Najwięcej facetów przychodzi na zajęcia z elementami cross fitu czy na takie, które zawieraja ćwiczenia za sztangą.

Dlatego tym większe było moje zaskoczenie gdy spotkałam kilku panów na zajęciach zumby w bemowskim Zdroficie. I nie byli to przyciągnięci na siłę przez żony mężowie, tylko naprawdę podjarani, super tańczący panowie.Fajnie było popatrzec na ludzi z zajawką, po zajęciach powiedzieli że traktuja je jako trening uzupełniający który daje pozytywna energie. I to jest moim zdaniem bardzo fajne.

Poza tym nigdy i nigdzie nie zrobiłam tak dokładniei tak intensywnie ćwiczeń na brzuch jak podczas zajęc grupowych. Równiez tylko podczas pilatesu czy jogi jestem w stanie dokładnie rozciągnąć każdy mięsień, sama nawet po długim biegani i zbolałych mięśniach rozciagam się nietak dokładnie jak powinnam :)

A co Wy o tym sądzicie? Facet na fitnessie tak czy nie? Chodzicie na fitness ze swoimi partnerami/partnerkami?

wtorek, 16 września 2014

Treningi biegacza po kontuzji

Radocha wielka, bo juz od trzech tygodni znowu biegam i kolano juz nie boli. Naprawdę fajnie wyjść na trening i skupić sie na bieganiu bez myśli z tyłu głowy"kiedy zacznie boleć kolano?".
Początkowo było 5 km, potem trochę więcej. Start w Biegu przez most na 10 km i zajawkowy udział w Biegu w Sukniach Ślubnych na 500 metrów.
W zeszłym tygodniu udało się zrobić 13 km, a wczoraj półmaraton :)



Bardzo fajna trasa z Bemowa na Bielany, potem krótka przebieżka przez Las Bielański i wizyta na UKSW, a potem żoliborz, Centrum Wola i Bemowo czyli dom :) w sumie 21 km, także prawie półmaraton.

Fajnie tak z zupełnie innej, biegowej strony oglądac swoje miasto.Wygląda zupełnie inaczej niż z poziomu samochodu czy nawet roweru :) Od razu człowiek jest bardziej zrelaksowany, czuje sie jak na wakacjach, a głowa staje się bardziej otwarta i pełna pomysłów.
Fajnie, lekko się biegło z równym oddechem. Kryzys przyszedł dopiero na 18 km, nagle nogi zrobiły się strasznie ciężkie i czułam się zmęczona. Niby miałam żel przy sobie, ale po wcześniejszych dosyć kiepskich doświadczeniach z żelami, które pogorszyły tylko sprawę( i spowodowały dolegliwości żołądkowe) wolałam nie ryzykować. Jednak ogólnie jestem bardzo zadowolona, czas 2h 10 min, uważam za całkiem udany jak po takiej przerwie, po 3 tygodniach od ponownego rozpoczęcia treningów.

Myśle, że dobrze zrobił mi fakt, że nie biegam codziennie i że łącze bieganie z fitnessem i siłownią gdzie wzmacniam nogi, brzuch, plecy i ręce...bo jak wiadomo bieganie, to nie tylko bieganie :)




Dzisiaj robię dzień fitnessowy, a jutro wracam na biegowe ściezki. Zaczynam się zastanawiać nad startem w krakowskim półmaratonie...kto wie, kto wie. Oczywiście marzy sie maraton, ale muszę się wstrzymać do wiosny. A u Was w tym sezonie maratony?

poniedziałek, 15 września 2014

Bieg w sukniach ślubnych

W ostatnią niedzielę wzięłam udział w Biegu w sukniach ślubnych. Wystartowałam w nim udział z czystej ciekawości, chęci poczucia się jeszcze raz panna młodą i przede wszystkim, żeby promować ideę pomagania przez bieganie. Tym razem bieg był na rzecz przepięknej i bardzo sympatycznej Julki, która w wyniku wypadku samochodowego została sparaliżowana i porusza się na wózku.



Początkowo planowałam start w swoim stroju ślubnym, ale uznałam, że jest zbyt piękny, żeby go zniszczyć. Na szczęście w każdym pakiecie startowym był welon i tiulowa spódnica, ja byłam w grupie szczęsliwców którym organizatorzy przygotowali stroje.

Pierwsze zaskoczenie było takie, że start co prawda był w okolicach godz 13.00 jak zapowiadano, ale tylko pierwszych 20. osób, kolejne starty odbywały się gdy poprzedniczki dobiegły do mety. To sprawiło, że ja startowałam po 14.00.




Z jednej strony fajnie było obserwować kolejne uczestniczki z drugiej strony sami wiecie jak to jest czekać na opóźniający się start....

Dziewczyny w większości przyszły sie pokazać i 500 metrów naprawdę stanowiło problem...była masa dziewczyn, które nie były w  stanie nawet przetruchtać tego dystansu. Byłam przerażona gdy widziała w jak słabej kondycji są młode dziewczyny, do tego bieganie w balerinkach, trampkach i nawet szpilkach!

Ale, żeby nie było tak negatywnie, to była też jedna mega błyskawica, która przybiegła na metę w 90 sekund.

Ja niestety nie wiem jaki miałam czas, ale dobiegłam pierwsza w swojej grupie i muszę powiedzieć, że krótkie dystanse to jakaś masakra. Mniej jestem zmęczona po półmaratonie niż tych 500 metrach.

podsumowując impreza fajna, nie tylko babsko-modowa, ale dla mnie również w wymiarze sportowym. Szkoda tylko, że zabrakło wody na mecie, a po 2h czekania w pełnym słońcu naprawdę by się przydała.




niedziela, 7 września 2014

Bieg przez most

Po wakacyjnej przerwie dzisiaj zaliczyłam pierwszy start w zawodach. Bieg przez most Północny na warszawskiej Białołęce. Do biegu nie byłam jakoś świetnie przygotowana, bo dopiero 2 tygodnie temu powoli przestawało mnie boleć kolano. Także w sumie trenowałam tak naprawdę ostatni tydzień.

Jechałam z zamiarem dobrej zabawy, po prostu biegania, poczucia endorfin i tych wspaniałych emocji gdy wpada się na metę.

Nie spodziewałam się jakiegoś wypasu, tradycyjnie nie sprawdzałam trasy, żeby mieć niespodziankę. A możliwość biegania po moście zawsze jest atrakcyjna. Poza tym totalnie nie znam Białołęki, więc byłam zadowolona, że szybko mi minie trasa, bo nie będę znała okolicy i skupie sie na widokach.

To byłoby na tyle, jeśli chodzi o moje wyobrażenia. a teraz to co było.

Przyzwyczajona jestem do dużych biegów, organizowanych z rozmachem, z dodatkowymi atrakcjami, fajną oprawą, muzyką na trasie, pięknym startem i meta( i nawet zeszłoroczny bieg w Grójcu właśnie taki był). Rozumiem, że to mniejsza inicjatywa, ale nieco zdziwił mnie start wciśnięty gdzieś między śmietnik i budowę, na bocznej, osiedlowej uliczce.




 Trasa przebiegała mało ciekawymi uliczkami, smutnej dzielnicy Warszawy. Nie było na czym zarzucić oka.( sytuacja była tym bardziej rozczarowująca, że była z nami moja włoska Teściowa, której chciałam pokazać jakie fajne biegi organizuje się w Polsce, a tu cios w kolano :)

Jednak trasa mimo, że wydawała sie nudna i monotonna, po trzecim kilometrze zaczęła stanowić wyzwanie. Podbiegi, zbiegi, kręte alejki + upał. Muszę przyznać, że dawały w kość.

Fajnym odcinkiem był oczywiście most, a sympatycznym akcentem były dzieci, które stały na trasie i trzymały tabliczki z informacja o liczbie kilometrów i rodzinny charakter imprezy. Obok mnie biegła np urocza rodzinka: mama z wózkiem i tata, który ciągnał córeczke na rowerze :)






Z kiepskim czasem 61 min dobiegłam na metę. Ale jestem zadowolona, bo kolano nie bolało i czuję, że mogę rozpocząć systematyczne treningi :) Mam nadzieje, że szybko uda się wrócić do formy :) Trzymajcie kciuki!



A jak Wasze weekendowe starty?




piątek, 5 września 2014

Zazdrosna biegaczka

Ze względu na moja kontuzję od dawna nie brała umiały w żadnym biegu. O życiówkach, rekordach nawet nie wspominam. Było mi szkoda i jak to mówią był smuteczek, jednak dało się przeżyć.
Kulminacja przyszła gdy mój Mąż biegł tydzień temu w Półmaratonie Praskim. Najpierw obserwując Go podczas przygotowań, potem rzucając niby od niechcenia okiem na pakiet startowy, a już najbardziej kibicując w okolicach mety poczułam ukłucie zazdrości w sercu, że to nie moje emocje, nie moja walka i nie moja radośc po biegu. Normalnie aż płakać mi sie chciało z żalu, że nie mogę wziąć udziału w biegu.
Mąż na szczęście z uśmiechem, choć śmiertelnie zmęczony ( i z gorszym wynikiem niż oczekiwał) bieg ukończył i była radość :)



Sam bieg jak już wielokrotnie pisano i w prasie i na blogach i na portalach społecznościowych nie był najlepiej zorganizowany, a największym problemem był brak wody co poskutkowało alternatywnym rozwinięciem nazwy sponsora Bardzo Mało Wody :) Jednak jak po każdy biegu radocha wielka.


Właśnie dlatego w tym tygodniu rozsądnie, ale z wielkim zacięciem pocisnęłam treningi i zapisałam się na Bieg Przez Most czyli bieg przez Most Północny w Warszawie, który już 7 września. Dystans, to 10 km. Nie biegnę po super czas ani rekord. Chcę sie sprawdzić, poczuć emocje, spotkać znajomych i po prostu cieszyć się tym, że biegnę :).

Trzymajcie kciuki i pochwalcie się jakie planujecie starty.

Trening przerywany

Wakacje upłynęły mi na euforycznych powrotach do treningów i bolesnym sprowadzaniu na ziemię przez kontuzję. Wakacyjny Dzień Świstaka za każdym razem kończył się tak samo. Pauzowanie, delikatny powrót do biegania i....bolące kolano już po kilku wolnych kilometrach. Ortopeda twierdzi, że wszystko ok, a kolano bolało.klops. W poczuciu wielkiej niesprawiedliwości losu, jeszcze większym żalem, że dookoła wszyscy trenują, a ja nie i z największym przerażeniem, że lada dzień się roztyje zatopiłam się w pracy od rana do wieczora.

Jedynym rozwiązaniem były spacery. Niby też fajnie, ale jednak spacerowanie trudno nazwać sportem...

No i w końcu przełom. W połowie sierpnia wyjechaliśmy na kilka dni do Włoch, mój Mąż, który usilnie trenował do Półmaratonu Praskiego i Maratonu Warszawskiego miał w planie zakupy w profesjonalnym sklepie dla biegaczy LUPO, który mieści sie w Modenie. Od miesięcy słyszała o tym, że od dzieciństwa kupował tam wszystkie buty do biegania, że to najlepsze miejsce i że biegacze z najdalszych zakątków przyjeżdżają specjalnie tutaj. Wyobrażałam sobie super hiper nowoczesny sklep. Z multimedialnym sprzętem do analizowania budowy stopy, postawy itd




Tymczasem sklep okazał się niepozornym miejscem w cichej dzielnicy na przedmieściach, z zewnątrz zupełnie zwyczajny. W środku z resztą tez nic specjalnego. Jednak sekret tkwił w najlepszej na świecie obsłudze. Dino, bo tak ma na imię sprzedawca o bieganiu, biegaczach, sprzęcie i butach wie ABSOLUTNIE WSZYSTKO.


Pierwotnie nie miałam zamiaru kupowac butów, byłam tam czysto towarzysko. Jednak po chwili rozmowy, gdy opowiedziałam o bolącym kolanie, o problemach ze schodzącymi paznokciami poprosił, żebym przyniosła z samochodu swoje buty biegowe. Dokładnie je obejrzał i powiedział, że po pierwsze sa źle zasznurowane i dlatego noga 'leci do przodu" i pojawia się problem paznokci. Po drugie do długich wybiegań używam butów ze zbyt mała amortyzacją. Zaproponował kilka par, róznych firm, różne kolory, modele, które beda dla mnie najlepsze.

Tradycyjnie najbrzydsze były najwygodniejsze, a te które robiły MEGA SZAŁ niestety najmniej. Dlatego wyszałam z nowymi butami, które mogłyby byc ładniejsze ale są super wygodne.



Jeszcze we Włoszech przetestowałam je podczas górskich spacerów, po kilkanaście kilometrów. Noga nie bolała, mimo ze buty nowe, to nawet nie było specjalnie problemu z otarciami. Naprawde fajnie.

Po powrocie zaczęłam z pewna doza niepewności powoli biegać. I tym sposobem w tym tygodniu zrobiłam już 20 km, a mam zamiar zrobic jeszcze drugie tyle. życiówek na razie nie będzie, rekordów świata tym bardziej, ale przynajmniej wróciłam do biegania i fitnessu i czuję SZAŁ ENDORFIN.


środa, 16 lipca 2014

Szczęśliwa Grubaska

Właśnie wpadł mi w ręce najnowszy numer Twojego Stylu w którym trzy znane aktorki słusznych rozmiarów opowiadają jak to fajnie mieć nadwagę i że na świecie są ważniejsze rzeczy niż nadwyżka kilogramów. No z jednej strony trudno się nie zgodzić, bo bieda, katastrofy ekologiczne, konflikty zbrojne ....nawet w pierwszej chwili wierzysz, bo panie pięknie wyglądają, nieskazitelne twarze, piękne stroje, zero wałeczków, "wylewania się", wszystko idealne tylko nieco większe. Ale po chwili uświadamiasz sobie, że w życiu, to tak nie wygląda. Już nawet pomijając same walory estetyczne, to nadwaga wpływająca na choroby serca, układu krążenia, kręgosłup, stawy, wygląd skóry, włosów, paznokci, no w sumie wszystko...I nikt tu nie mówi o obsesyjnym odchudzaniu, ale dbanie o siebie w XXI wieku jest przejawem świadomości, inteligencji i umiejętności kontrolowania własnego życia.


Gdy słyszę, że ktoś lubi być gruby, to naprawdę jest to mało wiarygodne. Od razu przychodzi mi do głowy, że jest to dorabianie ideologii do jakiejś porażki.

Zwłaszcza, że mam świadomość, że bez fryzjera, makijażu, super ciuchów i przede wszystkim photoshopa życie z nadwagą już nie jest takie fajne. Jakoś nie jestem w stanie uwierzyć, że można dobrze się czuć gdy podbiegając do autobusu czujesz, że podskakuje Ci całe ciało albo gdy masz zadyszkę po wejściu na pierwsze piętro. Bardzo możliwe, że się mylę, ale jest to mało wiarygodne i wiem, że każdy dodatkowy/zbędny kilogram nie sprawia mi radości. Ciekawe czy te panie równie chętnie zrobiłyby ustawkę z paparazzo na basenie czy plaży.


Osobiście staram się zdrowo odżywiać, uprawiam sport i myślę, że daleko mi do doskonałości. Jednak po każdym treningu czuje się fajnie, dobrze i lekko. Jako kobieta, jako miłośnik sportu, jako osoba świadoma nie wyobrażam sobie, żeby świadomie robić sobie krzywdę.


Nie chcę się przyłączać do społecznego nurtu bycia politycznie poprawnym i mówić, że xxl jest super. Oczywiście, jeśli ktoś dobrze czuje się w swoim ciele, jest to jego samodzielny świadomy wybór, to cieszę się jego szczęściem. Jednak myślę, że olbrzymia większość ma po prostu problem z waga i potrzebują wsparcia, motywacji i być może my, zakręceni na punkcie sportu i zdrowego stylu życia powinniśmy wyciągnąć do nich pomocna dłoń.

sobota, 12 lipca 2014

Co nowego w fitnessie?

Jak już Wam pisałam podjęła wyzwanie wyćwiczenia kratki na brzuchu, zaczęłam częściej bywać na siłowni i interesować się ofertą zajęć fitness. Po krótkiej analizie dochodzę do wniosku, że absolutnym hitem są zajęcia z zakresu tzw treningu funkcjonalnego, który czasami jest pod nazwą cross fitu a czasami treningu crossowego. Generalnie zestaw nieskomplikowanych ćwiczeń wykonywanych w wielu seriach. Nieskomplikowaność ćwiczeni nie oznacza, że trening jest lekki, bo nie jest :)

Doszła do nas również moda na Medical Fitness, gdzie pod czujnym okiem trenera, fizjoterapeuty, lekarza i dietetyka mamy idealny trening na miarę dopasowany do oczekiwań, potrzeb i stanu zdrowia. Idealne dla osób po kontuzjach, z problemami z kręgosłupem i np osób z duża nadwagą które nie powinny bez konsultacji ze specjalistami rozpoczynać ćwiczeń.

Dla fitnessowych wyjadaczy, którzy są już zmęczeni i znudzeni wszelkimi ABT, TBC i Zumbą są atrakcyjne nowości. Takie jak fitness na linach/hamakach  na których niemal cały czas wisimy głową w dół i wykonujemy rozmaite ewolucje.  Kiedy człowiek wisi głową w dół, poprawia się praca układu nerwowego, cyrkulacja krwi, toksyny są wydalane oraz wydzielane są „hormony szczęścia”, takie jak np. serotonina. Zawiśnięcie możliwe jest dzięki podwieszanym pod sufitem hamakom, które zrobione są z bardzo wytrzymałego materiału, dlatego z zajęć mogą korzystać również osoby chcące zrzucić nadmiar kilogramów

Modny jest też trening na trampolinach, który wbrew pozorom jest nie tylko zabawny, ale i ciężki. Możemy spalić do 700 kalorii.  Trening ma formę taneczną przy rytmicznej muzyce, czasami są wykorzystywane ciężarki lub koła hula hop.



Nieco ( może jednak bardzo!)  wydaje mi się trening gladiatorów podczas, którego wykonuje się ćwiczenia zbliżone do czynności jakie wykonuje się podczas pracy na roli np przerzucanie snopków siana.

Na koniec trend prosto ze słonecznej Italii - Military Fitness gdzie trening wygląda jak dzień w koszarach.



Co Wy na to?



piątek, 11 lipca 2014

Akcja kratka na brzuchu

Bieganie, to wspaniały sport, dający frajdę, wolność, endorfiny i dobrą, wysmukłą sylwetkę. Jednak jak mawiają starzy, biegowi wyjadacze należy pamiętać, że bieganie, to nie tylko bieganie. Aby trening był kompletny, a nasze ciało przygotowane do pokonywania coraz liczniejszych kilometrów musimy wzmocnić praktycznie wszystkie partie mięśniowe. No może jogę twarzy możemy sobie podarować, jeśli akurat nas nie interesuje :)



Ale nie tylko o sprawne bieganie i wyniki chodzi. Zwłaszcza kobietom. Nie oszukujmy się wygląd też jest ważny i nie uwierzę, jeśli ktoś powie, że nie zwraca uwagi na ładna sylwetkę. Właśnie dlatego zdecydowałam się na trening personalny. Po pierwsze ze względu na to, że w końcu chciałabym wiedzieć jak prawidłowo wykonywać ćwiczenia i jak dopasować zestaw ćwiczeń do moich potrzeb, a po drugie dlatego, że z batem nad głową w postaci trenera trudniej odpuścić :)

Mój cel: ładny, umięśniony brzuch. Mam nadzieję, że wakacje 2015 będą pod hasłem "patrzcie na moją kratkę na brzuchu! :)".


Pierwszy trening wyglądał tak, że najpierw była seria ćwiczeń na ręce, nogi, brzuch, potem bieżnia i tak trzy serie w dosyć szybkim tempie. Na koniec naprawdę porządne rozciąganie. Ćwiczenia nie były skomplikowane, ale tak dobrane, że wszystkie partie pracowały wspólnie na sukces mojego brzucha. Trener korygował postawę, mówił które mięśnie powinny być napięte i którymi partiami należy pracować. Naprawdę warto posłuchac profesjonalisty.



Dzień po muszę przyznać, że czuję mięśnie i to jest super.Uwielbiam ten lekki ból, który sprawia, że mam poczucie dobrze wykonanej roboty. Kolejny trening juz jutro.

Następnym etapem będzie dopasowanie diety do planu treningowego. Na szczęście mój trener jest również dietetykiem, także wszystko będzie idealnie korespondowało.

A Wy macie doświadczenia z treningiem personalnym? Zadowoleni?

wtorek, 8 lipca 2014

Biegacz na wakacjach

Mój urlop odszedł dawno w zapomnienie, bo ostatnio tyle pracy, że w domu jestem gościem. Niestety cierpią na tym również systematyczne treningi. Ale nie ma co się rozczulać, bo biegacz musi być twardy i wiadomo, że nie ma lekko.



Jednak na rozkręcający się sezon wyjazdowy chciałam Wam podsunąć pomysł na wakacje. Wakacje niekomercyjne, ciekawe, dla tych co stronią od turystycznych spędów, lubią alternatywę, wolność nieskrępowaną grupą wycieczkowiczów i przewodnikiem oraz tych, którzy "muszą" wygenerować czas na trening. Mowa o Gruzji. Na rynku sa już dostępne tanie loty i za 400 zł można razem z bagażem polecieć w dwie strony. My polecieliśmy do Kutaisi, następnie tzw marszrutką czyli lekko nadwyrężonym busikiem bez klimy, z zamkniętymi oknami i palaczami w środku, za to bardzo tanim i dosyć szybkim do Batumi i następnie do Tibilisi. Pierwszy dłuższy przystanek - Batumi, a tam pięknie, ciepło i niespodziewanie malownicze trasy do biegania. Ciągnący się kilometrami piękny deptak wzdłuż plaży i fajne uliczki dla tych, co lubia zwiedzać miasta biegając.









W Tibilisi natomiast był niesamwicie fajny, nowoczesny park w którym była kolejka linowa, która daje możliwość wjechania na gorę i zbiegania w dół lub odwrotnie, bardzo fajna opcja. Do tego piękne widoki i mega upał. Myślę, że maraton w tym mieście byłby wyczynem.



Niestety nie zostaliśmy na dłużej w górach, ale przejeżdżając można było zauważyć, że to wspaniałe, piękne miejsce dla wprawionych biegaczy.


Do tego w Gruzji można liczyć na dobre jedzenie, przepyszne owoce i warzywa, niskie ceny. Jedynym problemem jest dogadywanie się z Gruzinami. Angielski pojawia się sporadycznie, a rosyjski jest mieszanką z gruzińskim.


niedziela, 22 czerwca 2014

Już dzisiaj trening biegowy w Cudzie nad Wisłą

Kochani mam przyjemność koordynować nową, wakacyjną akcję CZWÓRKI POLSKIEGO RADIA pt.PlenAIR. W każdą niedzielę będziemy odwiedzali różne miasta Polki z których zrealizujemy na żywo audycje oraz przygotujemy liczne atrakcje. Dzisiaj od 14.00 do 18.00 będziemy w warszawskim Cudzie nad Wisłą. Poza licznymi atrakcjami takimi jak longboardy, rolki, bmx'y, treningiem finkcjonalnym będzie oczywiście coś dla biegaczy.

z trenerem Łukaszem Brykczyńskim ze Sport Guru, podczas wizyty w Czwórce


Już o 15.00 specjalny trening przygotowany przez ekipę SPORT GURU

Patryk Aid - biegowy GURU expert - poprowadzi część biegową złożoną z biegania i rozgrzewki biegowej, dzięki niemu płynnie rozgrzejemy mięśnie przed kolejnymi ćwiczeniami

Kamila Nowowiejska - trenerka fitness z Better Body Studio - przekaże Wam tajniki Core&Stability Training dzięki, którym wzmocnimy mięśnie głębokie szczególnie ważne u biegaczy

Trening zakończymy wspólnym rozciąganiem.

W między czasie na antenie nasz drugi GURU expert Łukasz Brykczyńskiopowie o podstawowych zasadach dobru obuwia biegowego.

Całość odbędzie się w jednym z najgorętszych miejsc warszawskiej sceny kulturalnej. Cud nad Wisłą bo o nim mowa czeka na Was drodzy biegacze od samego rana!

Co? GURU Training
Gdzie? Cud nad Wisłą
Kiedy? Niedziela 22 czerwca
O której? Start 15:00!

czwartek, 19 czerwca 2014

Pierwszy trening biegacza po kontuzji

Po tym jak na początku maja coś mi trzasnęło w kolanie ortopeda zalecił ok 3 tygodnie wstrzemięźliwości biegowej...no tragedia! Sezon w pełni, co tydzień jakiś fajny bieg, za kilka tygodni ślub ( własny!) więc dobrze być w formie, a tu taki klops. Przerwę musiałam przedłużyć, bo nie uśmiechało mi się mówienie sakramentalnego "tak" w butach sportowych, a jednak szpilki wymagają zdrowych kolan :) W pełnym zdrowiu i szczęściu do ślubu doszło :)





Ale tym sposobem dopiero po podróży poślubnej z której wróciliśmy wczoraj w nocy, poszłam dzisiaj na pierwszy trening.
Biegowa Para Młoda
 


Animuszu miały dodać nowe koszulki czyli mój prezent ślubny dla męża. Z tyłu Forza Terzoni (czyli nasze nazwisko) i numer 7 czyli numer ulubionego piłkarza męża no i podobno najszczęśliwszy numer świata, a z przodu nasze imiona.


Musze przyznać, że byłam lekko zdenerwowana, bo jednak taka długa przerwa nigdy mi się nie zdarzyła. Jak żyć Panie Premierze? Ale naprawdę dobrym tempem "na oko", bo na rozruch nie włączałam aplikacji, bez zadyszki, bez spinki zrobiłam 5 km i poczułam, że endorfiny biegowe zawróciły mi w głowie. Super!!! Myślę, że byłam przetrenowana, trochę tez już znużona treningami i ta przerwa była zbawienna. Jutro spróbuję zrobić już nieco dłuższy dystans, może 7 km? Zobaczymy. Jedno jest pewne bieganie jest super, powrót po przerwie daje radochę, a bieganie w parach to już nawet zakrawa o romantyzm! Yeah!!!!! Teraz czas na zapisy na pierwsze biegi, myślę, że w połowie lipca jakaś 5 lub 10 będzie ok :) A jakie Wasze plany na starty?

Mam cichą nadzieje, że koszulki przydadzą się podczas wrześniowego Maratonu Warszawskiego ;) czas zaplanować dokładnie treningi, teraz kilka dni na rozbieganie... :)

środa, 14 maja 2014

Przymusowe wakacje

Dzień przed Biegiem Konstytucji 3. Maja wyszłam na delikatne rozbieganie i nagle TRACH. Kolanko, które do tej pory lekko pobolewało i zazwyczaj dawało się rozgrzać i rozbiegać tym razem rozbolało na serio. Najpierw starałam się trochę biegać, trochę maszerować i myślałam, że będzie ok
Niestety w końcu tak rozbolało, że 2 km wracałam do domu 1.5h
Potem ortopeda, przymusowy urlop i 2 tyg czekania na usg...prywatnie, bo z NFZ to pewnie z rok....



No i tym sposobem zostały mi tylko spacery, kilk razy w tygodniu 5 km. Jutro po 10 dniach przerwy idę pierwszy raz na fitness, a w weekend może zaczne biegać jakieś mini dystanse.

Smutno tak bezczynnie siedzieć w domu, mniej endorfin, no i co tu kryć...zazdrość lekka gdy patrzę na Wasze zdjęcia z treningów i biegów.

Jakie macie plany biegowe? Jak forma? A może macie jakieś doświadczenia z kontuzjami i możecie coś doradzić?

sobota, 26 kwietnia 2014

Bieg dookoła ZOO 2014

To był mój debiut w tym biegu, choć juz od kilku miesięcy słyszałam bardzo dobre opinie wśród biegaczy. Wszyscy mówili, że jest to najweselszy bieg. No i rzeczywiście atmosfera bardzo fajna, rodzinna, wesoła i dla tych,  którzy są z Warszawy na pewno nieco nostalgiczna. Bo kto jako dziecko nie chodził z rodzicami do ZOO, kto nie pamięta waty cukrowej, balonów i innych kultowych zabawek ze straganów.


Pogoda dzisiaj nie rozpieszczała, choć ja akurat jestem zwolenniczką biegania w niskich temperaturach, gorzej się czuje przy upałach.

Na samym początku miło powitała dobra organizacja. Było gdzie zaparkować, teren był dobrze oznaczony, no i tuz przed startem można było odebrać pakiet startowy, co nie jest regułą.


Trasa bardzo fajna, no i dla mnie zaskakująca. Bo zazwyczaj nie sprawdzam przed biegiem trasy, żeby sie nie nastawiać, co trudne, co łatwe, tylko robić swoje. No i tym razem wzięłam nazwę imprezy dosłownie. Myślałam, że będziemy biegli dookoła ZOO. Tymczasem okazało się, że biegniemy główna alejka, mijając flamingi, hipopotamy, lwy. Naprawdę fajnie. Bieg zapisał się w mojej pamięci także zapachami - gofry, deszcz, trawa i bez :)

No ale, żeby nie było za słodko, to jak dla mnie minusem była konieczność robienia 3 razy tej samej pętli. Wolę dłuższe trasy. Momentem krytycznym był oczywiście podbieg, potem odcinek po nierównej kostce. A wszystko utrudniała śliska od deszczu trasa.

Kryzys złapał mnie na jakimś 8km, być może dlatego, że sądziłam że będzie w okolicach 5km wodopój i nie miałam wody. Jednak przyzwyczajenie robi swoje, a ja zazwyczaj w połowie piję. No ale pod koniec dostałam jeszcze turbo przyspieszenia, więc mimo że bez życiówki, to wstydu nie było. 57 min 1 sek
Na mecie czekały zabawne medale z wizerunkiem lwa, a chwilę później zaczynały się biegi dziecięce i rodzinne.

Na trasie widziałam wiele, znajomych, biegowych twarzy :) Fajna impreza, bardzo polecam :)

Spóźniona relacja po biegu na dychę przy Orlen Maratonie

Przed samym Orlen Warsaw Maratonem stchórzyłam i postanowiłam, że to jeszcze nie mój czas na maraton. Wydawało mi sie, że przed debiutem powinnam zrobić co najmniej 30 kilometrów, tak na próbę a tymczasem miałam na koncie jedyne 25 km. Może gdybym miała towarzystwo biegowe, to znalazłaby się większa motywacja i doping, a tak ziarno wątpliwości sprawiło, że postanowiłam odłożyć start. Pakiet maratoński zmieniłam na bieg 10 km.



Oczywiście już na starcie żałowałam, że może warto byłoby zaryzykować, no ale grzecznie ustawiłam się po mojej stronie ulicy. Atmosfera jeszcze fajniejsza niż zwykle przed biegami, bo biegaczy była naprawdę cała masa. Dychowicze z podziwem patrzyli na maratońską stronę, ale po drugiej stronie nie było wywyższania. I to jest właśnie super w sporcie, przynajmniej tym rekreacyjnym, że nie ma zawiści, zazdrości podstawiania nogi. Jest sportowa jedność. Gdy biegi ruszyły biegacze, biegnący w przeciwne strony ( Dychowicze biegli w stronę mostu Świętokrzyskiego, a Maratończycy w stronę Poniatowskiego) przybijali sobie "piątki".


Bieganie po mostach zawsze jest dla mnie fajne, więc Świętokrzyski na "dzień dobry" i przy finiszu, to strzał w 10 nomen omen :)

Później wisłostrada - to mój najmniej ulubiony fragment biegowej Warszawy, bo dłuży się niemiłosiernie, potem podbieg ul Sanguszki, no i klimaty staromiejskie - co znowu uwielbiam. Później zbieganie ekstremalnie"z górki" Tamką, most i jesteśmy w domu, to znaczy przed Stadionem Narodowym.

Biegło się bardzo dobrze, świetna trasa, siły odbierała dosyć duża lampa, no i tłum, przy pierwszej bramce z pomiarem czasu musieliśmy się niemal zupełnie zatrzymać, taki sie zrobił korek.

Ale ogólnie wszystko na plus. życiówki tym razem nie była, skromne 56 minut i to z włąsnej winy, bo źle spojrzałam na zegarek i wydawało mi się, że zupełnie nie ma o co walczyć, więc nieco odpuściłam na finiszu. Oczywiście nie co żałuję, bardzo żałuję że nie spróbowałam mimo wszystko wystartować w maratonie. No ale wszystko przede mną. A jako, że maraton chciałabym przebiec, a nie przemaszerować, to może rzeczywiście lepiej się stało.

Wszystkim Dychowiczom, Maratończykom i organizatorom gratuluję!

Wracając jeszczę na chwilę do samej organizacji, to naprawdę fajnie wyszło miasteczko biegowe, gdzie była masa atrakcji od targów biegowych, przez strefy zdrowia,strefe kulinarna, po takie atrakcje jak mozliwość stworzenia pierwszej strony Gazety Wyborczej z własnym zdjęciem i biegowym tytułem.

W pełni zasłużenie Orlen Maraton jest nazywany wśród biegaczy najlepiej zorganizowaną imprezą w Polsce.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Biegacz znienawidzony

No właśnie szlag mnie trafił gdy przed chwilą przeczytałam artykuł Redaktora Dominika Zdorta "Biegactwo i inne religie". Szanowny Pan Redaktor pisze o biegaczach "Nie chciałbym tu nikogo urazić, ale bieganie zawsze uważałem za rozrywkę dla ludzi o, powiedzmy, niezbyt subtelnej umysłowości."



Wiesza psy na organizatorach Półmaratonu Warszawskiego, narzeka na dezorganizację życia miejskiego,korki, objazdy, zbyt długi dojazd do pracy. Podważa nawet samą nazwę "półmaraton"

"Już sama nazwa „półmaraton" wywołuje mój protest. Trasa maratonu to 42 kilometry, i jeśli ktoś biegnie 21 kilometrów, to biegnie właśnie tyle – i z maratonem to nie ma nic wspólnego. [...] Jak rozumiem, nazwę „półmaraton" wymyślono w czasach politycznej poprawności po to, żeby nie urazić tych uczestników biegu, którzy na przebiegnięcie całej trasy nie mają siły."

W dalszej części swojego wywodu Redaktor porównuje biegaczy do fanatyków religijnych, którzy mają czas na treningi, a już na wizytę w Kościele nie...

Naprawdę nie rozumiem dlaczego bieganie i biegacze wywołują takie negatywne emocje. Nigdy nie słyszałam, żeby biegacz obrażał kogokolwiek, wyśmiewał, narzekał,  piętrzył problemy. Czy ja podnoszę alarm gdy przechodzi procesja czy pielgrzymka?albo gdy jest protest, przemarsz, koncert czy mecz? Albo Euro 2012? Nie, bo mieszkam w mieście i muszę liczyć się z plusami i minusami. Dlatego naprawdę nie rozumiem w czym jest taki wielki problem, że parę razy w roku w niedzielę jest zamkniętych kilka ulic. Przy czym informacje o wydarzeniu są na kilka tygodni przed, są wyznaczone objazdy, a policja pomaga w kierowaniu ruchem.

Czy ja komuś czegoś zazdroszczę? Nie najwyżej szczerze gratuluję, bo ścigam się tylko z własnymi rekordami. Często zdarza mi się słyszeć od osób, które nie biegają "Kari, wiesz że X miał lepszy czas od Ciebie?", zawsze odpowiadam, że bardzo się cieszę i gratuluje, bo mój ostatni rekord jest dla mnie tyle wart co złoty medal. Bo właśnie na tyle dzisiaj mnie stać i to jest o 100% więcej niż rok temu. To właśnie jest w bieganiu fajne, że każdy przeżywa własne sukcesy.


Często też od nie-biegaczy słyszę jakie bieganie jest niezdrowe, a najczęściej mówią to z papierosem w w ustach i drinkiem w dłoni, zagryzając śmieciowym jedzeniem. Gdy oni spędzają niedziele na kacu ja jestem już po treningu. Z pewnością moja opcja jest gorsza.... :)

No serio. Co komu to bieganie przeszkadza?  Dlaczego właśnie dzisiaj Mediolan i Paryż żyją organizowanymi w tych miastach maratonami, a w naszej polskiej rzeczywistości zawistnicy piętrzą problemy...? Ach, daleko jeszcze nam do tego wielkomiejskiego luzu i wielkiego świata.




Biegacz komandos

W tym roku bieganie stało się jeszcze bardziej modne niż do tej pory, listy startowe najpopularniejszych zawodów zapełniają się błyskawicznie, liczby uczestników biją rekordy. Zapewene również dlatego poza bieganiem tradycyjnym, coraz bardziej rozwijają się różne jego warianty i powstaje coraz więcej imprez z biegami przełajowymi, ekstremalnymi, na orientacje,  z przeszkodami i wiele innych.



Już w środę 9 kwietnie w Warszawie odbywa się bieg SZYBKI MÓZG E1 czyli bieg na orientację na Muranowie. Na czym dokladnie polega?

"Bieg na orientację polega na pokonaniu zaznaczonej na mapie trasy w jak najkrótszym czasie. Trasę, którą trzeba pokonać wyznaczają w terenie punkty kontrolne, których lokalizacja oznaczona jest na mapie kółkami. Zawodnicy potwierdzają pokonanie trasy przy pomocy specjalnego chipa elektronicznego, który w ułamku sekundy rejestruje obecność zawodnika na poszczególnych punktach kontrolnych."

Aby zacząć przygodę z bieganiem na orientację musimy poznać symbole na mapie oznaczające duże obiekty od gór, drzew, jezior, az po kamienie czy krzaki. Mamy też informacje o obiektach które można przekraczać i takich, które są zakazane.

Filmik pokazujący jak, to dokładnie wygląda jest dostępny TUTAJ

Wygląda, to bardzo interesująco, na pewno szybko mija czas i jest czym zająć głowę w czasie biegu z czym przy dłuższych dystansach ja mam problem :) Niestety nie wiem czy dałabym radę, bo czytanie map i znalezienie drogi np w lesie do moja słaba strona .

Mistrzostwa Polski w biegu na orientacje 7-8 czerwca w Warszawie.

A wcześniej,bo już 12 kwietnie biegi przełajowe w Gryfinie i Mysłowicach, a w Gdyni bieg górski.


Dla biegaczy z zacięciem komandosa już 13 kwietnia w Warszawie RunMageddon ! Bieg ekstremalny z przeszkodami, jednym słowem a właściciw trzema krew, pot i łzy. A tak zachęcają organizatorzy:

"Lubisz sprawdzać i naginać GRANICE SWOICH MOŻLIWOŚCI?
Zapewnimy Ci ekstremalne przeżycia w wodzie, ogniu i błocie… a potem zimny browar na mecie! Bieg jest kolejnym wyzwaniem, które stawiają przed Tobą twórcy Biegu Rzeźnika.
Tym razem to nie dystans, ale charakter przeszkód ma zmusić Cię do ekstremalnego wysiłku
i pozwolić Ci udowodnić, że DASZ RADĘ!"

Na  9 kilometrowej trasie wciąganie po linach, wspinanie na ściany, bieg przez opony, przeszkody niespodzianki. Tylko dla prawdziwych twardzieli :)




Bierzecie udział? Jak przygotowania?