poniedziałek, 22 lipca 2013

Jak przebiegłam moje pierwsze 10km :)




Po zaliczeniu dwóch biegów na 5 km postanowiłam, że czas podnieśc poprzeczkę i porwać sie na 10 km. Okazja już 27 lipca podczas Biegu Powstania Warszawskiego. Cieszę się z tego biegu podwójnie, a nawet potrójnie bo z jednej strony naprawdę ważna i piękna tradycja, zwłaszcza dla rodowitej warszawianki, po drugie lubię przekraczać granice swoich możliwości, a po trzecie  wygląda na to, że podczas biegu spotkam naprawdę wiele znajomych twarzy łącznie z moim trenerem i narzeczonym w jednej osobie.
No, ale żeby przebiec, a nie przemaszerować te 10 km trzeba ciężko trenować. Tydzień temu swoja standardowa trasę zwiększyłam do 7 km. Muszę przyznać, że było ciężko. Gdy mijałam miejsce w którym zwykle kończę trening to przyszedł duży kryzys. Nawet nie ze względu na zmęczenie fizyczne, tylko taka myśl w głowie, a może na dzisiaj wystarczy? Może jutro pobiegnę dalej? Na szczęście udało się przezwyciężyć samą siebie i pobiegłam dalej.
Wczoraj pojechałam biegać w zupełnie nowym miejscu, na trasie tzw powsińskiej gdzie ścieżka rowerowo/rolkowo/biegowa ma kilka ładnych kilometrów i spokojnie można zrobić ok 16 km...na max porwali się moi znajomi, a ja gdy usłyszałam miły głos Pani z aplikacji na telefony, że przebiegłam 5km, to uznałam że czas wracać. Na pewno plusem był nowa trasa, która sprawiała, że było ciekawiej, nie wiedziałam dokładnie na jakim etapie jestem i ile przede mną, co jest oczywiste na moich stałych miejscach biegania. Poza tym chciałam podjąć wyzwanie i to motywowało, zwłaszcza że za tydzień bieg. Dodatkowym trudem było dla mnie to, że zwykle biegam nocą, a tu samo południe i tzw lampa.

Kryzys pojawił się gdzieś na 8 km, ale po przekroczeniu 9 km dostałam taki zastrzyk energii, że z prędkością światła ( tak mi sie wydawało oczywiście ;)))) pobiegłam na metę.

Dzisiaj wieczorem znowu dyszka! A w sobotę Bieg Powstania Warszawskiego! Jesli sie uda, to będzie mój trzeci medal do kolekcji!




2 komentarze:

  1. dziękuję ! biegam coraz chętniej, więcej i na szczęście kondycja juz mnie nie zabija :)

    OdpowiedzUsuń