czwartek, 30 stycznia 2014

Jak bieganie wpływa na finanse? rozmowa z doradcą finansowym Tomaszem Jaroszkiem



Zastanawiałam sie ostatnio jak bieganie wpływa na moje finanse, wiadomo jak ze wszystkim bywa równie. Gdy trzeba kupić nowe buty, to kiepsko, ale gdy kolejny weekend z rzędu zamiast do klubu idę na trening, to zdecydowanie mój portfel "oddycha z ulgą". O rozmowe na ten temat poprosiłam eksperta od finansów, doradcę i blogera www.doradca.tv Tomka Jaroszka


Jak hobby wpływa na nasze wydatki? Rujnuje czy przewartościowuje?

Są hobby i hobby. W przypadku sportu, bardzo często największym wydatkiem jest czas i energia. Akurat bieganie to oczywiście buty, strój, może jakieś gadżety, ale i tak największe poświęcenie to te wybiegane kilometry i późniejsze zmęczenie. Nie kolekcjonujemy niczego, więc nie ponosimy tych kosztów z każdym kolejnym tygodniem. Wydaje mi się, ze zdrowe hobby ma więcej pozytywów niż negatywów. Znacznie bardziej pochłania nasze wydatki hobby kolekcjonerskie – zbieranie czegokolwiek doprowadza nas do momentu, w którym brakuje najciekawszych i zarazem najdroższych okazów. I tu zaczynają się duże wydatki. Sport to o wiele przyjemniejsza dla portfela pasja.

Rozmawiamy oczywiście o pasji w zdrowym, a nie fanatycznym wydaniu.

Każdy fanatyzm jest niebezpieczny, nie tylko w pasji, ale i pracy. Można kochać swoją pracę i nie odczuwać nigdy, że się tak naprawdę pracuje, ale wystarczy pójść krok dalej i mamy pracoholizm, który rujnuje rodziny. Wszędzie trzeba szukać równowagi.

Czy są jakieś badania mówiące np o tym, że ludzie z silno zakorzeniona pasją lepiej planują i kontrolują wydatki, bo mają określone cele?

Podejrzewam, że znajdą się badania i na ten temat. Dam sobie rękę uciąć, że jacyś „amerykańscy naukowcy dowiedli, że…”. Jednak już sama pasja wymaga poświęceń, lepszej organizacji pracy, doskonalenia panowania nad własnym czasem, lepszego planowania. To z kolei buduje nawyki, które nasz mózg łatwo przekłada na inne sfery życia, np. na pieniądze. Jeśli umiemy zaplanować cztery treningi w tygodniu i konsekwentnie je realizujemy to odkładanie 200 zł miesięcznie przyjdzie nam dużo łatwiej niż komuś kto nie ćwiczy. Po prostu łatwiej budujemy nawyki.

Ja widzę taką zależność, że od kiedy biegam, a przy tym dużo pracuję, robiąc poranne audycje w radiu wstaje codziennie o 4.30 mam niewiele czasu na wychodzenie np do knajp, restauracji czy np kina. Mając do wyboru trening lub wyjście "na miasto" wybieram bieganie, więc w portfelu zostaje więcej.....

Rezygnujesz z konsumpcji, która jest przeciwieństwem oszczędzania i trochę inwestowania. Masz też inne priorytety. Myślę, że nie można uznać braku czasu za powód do oszczędności. Możesz wszystko zamówić przez Internet, jedzenie zamówić do domu. Bardziej widzę oszczędności wynikające ze zmiany stylu życia na bardzo intensywny i dosyć zdrowy. Uprawianie regularnego sportu uważam za inwestycję i będę kłócił się z każdym kto twierdzi inaczej. Dobra forma to większa wydajność, mniej chorób, lepsze samopoczucie – a to z kolei przekłada się ogromnie na Twoją pracę i zarobki.

To jest bieganie w skali mikro, a jak to się zmienia gdy spojrzymy globalnie na rosnące zainteresowanie bieganiem? W ciągu kilku ostatnich lat wśród moich znajomych połowa to biegacze, co potwierdzają też wyniki badania Sponsoring Monitor (2012/2013 ARC Rynek i Opinia). Według nich liczba osób biegających w Polsce w ciągu ostatnich czterech lat zwiększyła się ponad trzykrotnie. Czy to może generować powstawanie nowych firm, miejsc pracy, rosnącego PKB?

Na pewno nakręcamy nową gałąź biznesu. Sprzedaje się więcej butów i ubrań dla biegaczy, do tego zdrowa żywność, usługi medyczne dla sportowców, odżywki sportowe, większe zainteresowanie siłownią (bieżnia w zimie), oczywiście płatne biegi i firmy, które kręcą się wokoło. Bieganie to niesamowita marketingowa maszyna. Brałem do tej pory jedynie udział w Biegnij Warszawo i ilość znaków firmowych, która mnie otaczała była bardzo imponująca. W zestawie startowym dostałem nawet przekąski dla biegaczy i specjalne plasterki na stopy – naprawdę marketing wokół biegania jest bardzo potężny i rozwinął się w niesamowitym tempie w Polsce. Bieganie staje się komercyjne. 

Bieganie jest jednym z najtańszych sportów, bo po zakupieniu odpowiednich butów właściwie juz możemy biegać. Nie potrzebujemy karnetów, sprzętu, trenerów, obiektów itd...

Ja potrzebuję siłowni z bieżnią w zimie, bo jeszcze mam problem z bieganiem w śnieżycy. Bieganie samo w sobie wymaga mało, ale jeśli popatrzymy na to komercyjnie… koszulka, spodenki, specjalna bielizna, skarpetki, buty, czapka, rękawiczki, aplikacja w telefonie lub specjalne urządzenie mierzące dystans, zegarek, urządzenie do mierzenia tętna… lista może zrobić się naprawdę imponująca, to rynek kreuje potrzeby. Jeśli nie włączę endomondo przed biegiem to jestem wkurzony, że nie zanotował się mój wynik. To nie ma żadnego znaczenia, bo przebiegłem ile miałem przebiec, ale mam silną potrzebę mierzenia tego żeby widzieć efekty. I tak usługa za usługą, rośnie cały rynek.

Choć z drugiej strony moda generuje również potrzeby, bo mimo samowystarczalności biegacza coraz więcej osób chcąc mieć lepsze wyniki decyduje sie na trenera personalnego, chęć błyśnięcia wśród znajomych generuje tez potrzebę kupowania ubrań, butów i gadżetów z najnowszych kolekcji...a to są juz konkretne pieniądze.

Zawsze na pewnym etapie rozwoju pojawia się specjalista/trener, którzy jako ekspert przeprowadzi nas przez drogę od amatora do profesjonalisty. Większość będzie na to patrzyła ze zdziwieniem, ale będą i tacy, którzy z chęcią skorzystają. Tak samo radiowiec uczy emisji głosu, bloger wydaje książki o blogowaniu itp. Ja sam chodziłem kilka lat temu, jeszcze w rodzinnej miejscowości na Lubelszczyźnie, na siłownię za 50 zł miesięcznie. Sam jeden i ćwiczeń uczyli mnie starsi koledzy. Dzisiaj w Warszawie wydaję na siłownie 200zł i przy wejściu proszą mnie o odcisk palca. Sprzęt jest kosmiczny i wszystko podłączone do aplikacji, a na sali jest kilku trenerów, ich opieka kosztuje co najmniej kilkaset złotych miesięcznie. Do tego można mieć czasopisma, instrukcje video, książki i oczywiście całą paletę odżywek. Jest popyt, jest podaż – w każdym sporcie działają również zasady rynku.

A czy organizacja biegów masowych, które odbywają się już niemal w każdy weekend, w niemal każdym mieście to może być dobry interes? Czy to może mieć jakiś wpływ na PKB? Zarówno od strony osób organizujących takie wydarzenia jak i punktu widzenia miasta ( zabezpieczenie wydarzenia, zamknięte ulice, objazdy) jak i przedsiębiorców, którzy danego dnia maja np niższe dochody bo klienci nie maja jak dojechać do restauracji, kina czy sklepu.

Jest jedna strona medalu – zamknięte na jakiś czas miasto, wkurzeni mieszkańcy. Jest też druga, często pomijana – turystyka sportowa i promocja miasta. Taki Poznań jest jednym z miast, które walczą chociażby z kilkoma niemieckimi o miano najlepszego miejsca na międzynarodowe kongresy. Biegi, na które przylatują ludzie z całego świata to doskonała możliwość promowania miasta i lokalnego biznesu! Ludzie naprawdę latają po świecie żeby przebiec np. maraton w Bostonie albo Berlinie. Dlaczego na mapie świata nie może być też maraton w Warszawie albo Wrocławiu? Mieliśmy Euro 2012 i zdążyliśmy się o nie pokłócić milion razy, jak zwykle: Polacy z Polakami. Jednak tysiące ludzi opowiedziało na świecie, że Polska to piękny kraj i warto tam wracać. Oglądał nas cały świat, a wabikiem była impreza sportowa. Wartość tej promocji jest nie do oszacowania! To samo można zrobić z biegami, ale trzeba patrzeć na tę drugą stronę medalu. Sport to też pieniądze i możliwości promocji. Wykorzystajmy to piękne polskie hobby, które zyskało tak na popularności w ostatnich latach. Dlaczego nie możemy być Europejską stolicą biegów? Nie wiem jak Ty, ale ja w tym widzę dobry biznes, nawet jeśli czasami ulice będą zamknięte na czas maratonu ;)


Tomasz Jaroszek – bloger doradca.tv

3 komentarze:

  1. Efekt kuli śniegowej;) I bardzo dobrze choć jakoś liczba sprzedanych tv nie spadła..;)

    OdpowiedzUsuń