Zastanawiałam sie ostatnio jak bieganie wpływa na moje finanse, wiadomo jak ze wszystkim bywa równie. Gdy trzeba kupić nowe buty, to kiepsko, ale gdy kolejny weekend z rzędu zamiast do klubu idę na trening, to zdecydowanie mój portfel "oddycha z ulgą". O rozmowe na ten temat poprosiłam eksperta od finansów, doradcę i blogera www.doradca.tv Tomka Jaroszka
Jak hobby wpływa na nasze wydatki? Rujnuje
czy przewartościowuje?
Są hobby i hobby. W przypadku sportu, bardzo często największym wydatkiem
jest czas i energia. Akurat bieganie to oczywiście buty, strój, może jakieś
gadżety, ale i tak największe poświęcenie to te wybiegane kilometry i
późniejsze zmęczenie. Nie kolekcjonujemy niczego, więc nie ponosimy tych
kosztów z każdym kolejnym tygodniem. Wydaje mi się, ze zdrowe hobby ma więcej
pozytywów niż negatywów. Znacznie bardziej pochłania nasze wydatki hobby kolekcjonerskie
– zbieranie czegokolwiek doprowadza nas do momentu, w którym brakuje
najciekawszych i zarazem najdroższych okazów. I tu zaczynają się duże wydatki.
Sport to o wiele przyjemniejsza dla portfela pasja.
Rozmawiamy oczywiście o pasji w zdrowym, a
nie fanatycznym wydaniu.
Każdy fanatyzm jest niebezpieczny, nie tylko w pasji, ale i pracy. Można
kochać swoją pracę i nie odczuwać nigdy, że się tak naprawdę pracuje, ale
wystarczy pójść krok dalej i mamy pracoholizm, który rujnuje rodziny. Wszędzie
trzeba szukać równowagi.
Czy są jakieś badania mówiące np o tym, że
ludzie z silno zakorzeniona pasją lepiej planują i kontrolują wydatki, bo mają
określone cele?
Podejrzewam, że znajdą się badania i na ten temat. Dam sobie rękę uciąć, że
jacyś „amerykańscy naukowcy dowiedli, że…”. Jednak już sama pasja wymaga
poświęceń, lepszej organizacji pracy, doskonalenia panowania nad własnym
czasem, lepszego planowania. To z kolei buduje nawyki, które nasz mózg łatwo
przekłada na inne sfery życia, np. na pieniądze. Jeśli umiemy zaplanować cztery
treningi w tygodniu i konsekwentnie je realizujemy to odkładanie 200 zł
miesięcznie przyjdzie nam dużo łatwiej niż komuś kto nie ćwiczy. Po prostu
łatwiej budujemy nawyki.
Ja widzę taką zależność, że od kiedy
biegam, a przy tym dużo pracuję, robiąc poranne audycje w radiu wstaje
codziennie o 4.30 mam niewiele czasu na wychodzenie np do knajp, restauracji
czy np kina. Mając do wyboru trening lub wyjście "na miasto" wybieram
bieganie, więc w portfelu zostaje więcej.....
Rezygnujesz z konsumpcji, która jest przeciwieństwem oszczędzania i trochę
inwestowania. Masz też inne priorytety. Myślę, że nie można uznać braku czasu
za powód do oszczędności. Możesz wszystko zamówić przez Internet, jedzenie
zamówić do domu. Bardziej widzę oszczędności wynikające ze zmiany stylu życia
na bardzo intensywny i dosyć zdrowy. Uprawianie regularnego sportu uważam za
inwestycję i będę kłócił się z każdym kto twierdzi inaczej. Dobra forma to
większa wydajność, mniej chorób, lepsze samopoczucie – a to z kolei przekłada
się ogromnie na Twoją pracę i zarobki.
To jest bieganie w skali mikro, a jak to
się zmienia gdy spojrzymy globalnie na rosnące zainteresowanie bieganiem? W
ciągu kilku ostatnich lat wśród moich znajomych połowa to biegacze, co potwierdzają
też wyniki badania Sponsoring Monitor (2012/2013 ARC Rynek i Opinia).
Według nich liczba osób biegających w Polsce w ciągu ostatnich
czterech lat zwiększyła się ponad trzykrotnie. Czy to może generować
powstawanie nowych firm, miejsc pracy, rosnącego PKB?
Na pewno nakręcamy nową gałąź biznesu. Sprzedaje się więcej butów i ubrań
dla biegaczy, do tego zdrowa żywność, usługi medyczne dla sportowców, odżywki
sportowe, większe zainteresowanie siłownią (bieżnia w zimie), oczywiście płatne
biegi i firmy, które kręcą się wokoło. Bieganie to niesamowita marketingowa
maszyna. Brałem do tej pory jedynie udział w Biegnij Warszawo i ilość znaków
firmowych, która mnie otaczała była bardzo imponująca. W zestawie startowym
dostałem nawet przekąski dla biegaczy i specjalne plasterki na stopy – naprawdę
marketing wokół biegania jest bardzo potężny i rozwinął się w niesamowitym
tempie w Polsce. Bieganie staje się komercyjne.
Bieganie jest jednym z najtańszych
sportów, bo po zakupieniu odpowiednich butów właściwie juz możemy biegać. Nie
potrzebujemy karnetów, sprzętu, trenerów, obiektów itd...
Ja potrzebuję siłowni z bieżnią w zimie, bo jeszcze mam problem z bieganiem
w śnieżycy. Bieganie samo w sobie wymaga mało, ale jeśli popatrzymy na to
komercyjnie… koszulka, spodenki, specjalna bielizna, skarpetki, buty, czapka,
rękawiczki, aplikacja w telefonie lub specjalne urządzenie mierzące dystans,
zegarek, urządzenie do mierzenia tętna… lista może zrobić się naprawdę
imponująca, to rynek kreuje potrzeby. Jeśli nie włączę endomondo przed biegiem
to jestem wkurzony, że nie zanotował się mój wynik. To nie ma żadnego
znaczenia, bo przebiegłem ile miałem przebiec, ale mam silną potrzebę mierzenia
tego żeby widzieć efekty. I tak usługa za usługą, rośnie cały rynek.
Choć z drugiej strony moda generuje
również potrzeby, bo mimo samowystarczalności biegacza coraz więcej osób chcąc
mieć lepsze wyniki decyduje sie na trenera personalnego, chęć błyśnięcia wśród
znajomych generuje tez potrzebę kupowania ubrań, butów i gadżetów z najnowszych
kolekcji...a to są juz konkretne pieniądze.
Zawsze na pewnym etapie rozwoju pojawia się specjalista/trener, którzy jako
ekspert przeprowadzi nas przez drogę od amatora do profesjonalisty. Większość
będzie na to patrzyła ze zdziwieniem, ale będą i tacy, którzy z chęcią
skorzystają. Tak samo radiowiec uczy emisji głosu, bloger wydaje książki o
blogowaniu itp. Ja sam chodziłem kilka lat temu, jeszcze w rodzinnej
miejscowości na Lubelszczyźnie, na siłownię za 50 zł miesięcznie. Sam jeden i
ćwiczeń uczyli mnie starsi koledzy. Dzisiaj w Warszawie wydaję na siłownie
200zł i przy wejściu proszą mnie o odcisk palca. Sprzęt jest kosmiczny i
wszystko podłączone do aplikacji, a na sali jest kilku trenerów, ich opieka
kosztuje co najmniej kilkaset złotych miesięcznie. Do tego można mieć
czasopisma, instrukcje video, książki i oczywiście całą paletę odżywek. Jest
popyt, jest podaż – w każdym sporcie działają również zasady rynku.
A czy organizacja biegów masowych, które
odbywają się już niemal w każdy weekend, w niemal każdym mieście to może być
dobry interes? Czy to może mieć jakiś wpływ na PKB? Zarówno od strony osób
organizujących takie wydarzenia jak i punktu widzenia miasta ( zabezpieczenie
wydarzenia, zamknięte ulice, objazdy) jak i przedsiębiorców, którzy danego dnia
maja np niższe dochody bo klienci nie maja jak dojechać do restauracji, kina
czy sklepu.
Jest jedna strona medalu – zamknięte na jakiś czas miasto, wkurzeni
mieszkańcy. Jest też druga, często pomijana – turystyka sportowa i promocja
miasta. Taki Poznań jest jednym z miast, które walczą chociażby z kilkoma
niemieckimi o miano najlepszego miejsca na międzynarodowe kongresy. Biegi, na
które przylatują ludzie z całego świata to doskonała możliwość promowania
miasta i lokalnego biznesu! Ludzie naprawdę latają po świecie żeby przebiec np.
maraton w Bostonie albo Berlinie. Dlaczego na mapie świata nie może być też
maraton w Warszawie albo Wrocławiu? Mieliśmy Euro 2012 i zdążyliśmy się o nie
pokłócić milion razy, jak zwykle: Polacy z Polakami. Jednak tysiące ludzi
opowiedziało na świecie, że Polska to piękny kraj i warto tam wracać. Oglądał
nas cały świat, a wabikiem była impreza sportowa. Wartość tej promocji jest nie
do oszacowania! To samo można zrobić z biegami, ale trzeba patrzeć na tę drugą
stronę medalu. Sport to też pieniądze i możliwości promocji. Wykorzystajmy to
piękne polskie hobby, które zyskało tak na popularności w ostatnich latach.
Dlaczego nie możemy być Europejską stolicą biegów? Nie wiem jak Ty, ale ja w
tym widzę dobry biznes, nawet jeśli czasami ulice będą zamknięte na czas
maratonu ;)
Tomasz Jaroszek – bloger doradca.tv
Efekt kuli śniegowej;) I bardzo dobrze choć jakoś liczba sprzedanych tv nie spadła..;)
OdpowiedzUsuńDokładnie :) Biegacze stają się mafią ;)
UsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuń