środa, 22 stycznia 2014

Singapur- raj dla biegaczy

 


Singapur to miasto, które robi olbrzymie wrażenie,jest tak doskonałe, że aż wydaje się nierealne jak makieta czy plan filmowy. Miasto stanowi jedno wielkie, bardzo nowoczesne centrum biurowe, wielkich, pięknych, nowoczesnych wieżowców sięgających chmur, do tego bardzo eleganccy przechodnie w strojach jak z Sexu w wielkim mieście, jeżdżących luksusowymi samochodami i eleganckie, nowoczesne restauracje, bary, butiki LV czy Chanel na każdym kroku niczym u nas 
Zara czy HM



. między tym wszystkim przepiękna przyroda, palmy,egzotyczne kwiaty, wszędzie czysto,ładnie, bezpiecznie. tak wspaniale, aż pierwszego dnia stwierdziłam,że nie mogłabym tu mieszkać, że jakoś sztucznie, bez prawdziwego życia,no nie dla mnie....no i gdzie tu biegać między szklanymi drapaczami chmur?


na szczęście nic bardziej mylnego, przemierzając Singapur na piechotę w szerz i wzdłuż w końcu dotarliśmy nad rzekę, tu pierwsze miłe zaskoczenie.Masa klimatycznych  zakątków,uliczek i knajpek. nad rzeką wielu biegaczy, którzy o każdej porze dnia spotykają się na grupowe treningi. pierwszy plus, ale prawdziwa magia przed nami.

Spacerując dalej dotarliśmy do przepięknie zaaranżowanej mariny, a tu naprawdę dziesiątki jak nie setki biegaczy! Biegają młodzi, starzy, dzieci, wszyscy.Najfajniejszy widok, to ludzie wychodzący z biurowców grupami w sportowych strojach i biegający razem "po godzinach" lub w przerwie obiadowej. byli też tacy którzy zostawiali plecak z ciuchami na ławce i po prostu szli biegać i wiecie co? Ten plecak po godzinie nadal tam był! 
(no niestety na zdjęcie wkradł się także mój łokieć ;)

Po zachwycie przy marinie nadszedł czas, żeby jak każdy turysta zobaczyć restaurację, kt mieści się w wagonikach diabelskiego młynu. No i tutaj już totalne zaskoczenie, wzdłuż rzeki jest wydzielony pas tylko dla biegaczy, spotykają się grupy biegowe, trenują, ścigają, urządzają biegi.

A dla bardziej spragnionych przyrody niemal w samym centrum piękny, egzotyczny park.

nic tylko biegać w Singapurze!
Ps Potem odkryliśmy bardziej"brudne miejsca" np dzielnicę chińską czy dzielnicę Gejlang -centrum chińskich, indyjskich burdeli, szemranych biznesów i typów spod ciemnej gwiazdy. po zmierzchu zagęszczenie prostytutek na metr kwadratowy było niewyobrażalne. 

2 komentarze: