poniedziałek, 13 stycznia 2014

Bieganie w Tajlandii






Tajlandia zachwyciła nas od pierwszego kroku na lotnisku, bo już tu byli pięknie, kolorowo ubrani ludzie, z dobrocią w oczach i uśmiechem na ustach. Pierwszy kontakt z tzw lokalsem w kantorze, zamiast zwykłego "dziękuję" złożył ręce jak do naszego "amen" i pochylił głowę. Niby nic, a jednak urzekło :) Potem taksówka, nie ma mowy o oszustwie bo najpierw zgłaszamy się do kasjerki, która daje nam specjalny kwit i można poprosić o określenie kwoty kursu. Wsiadamy do neonowo-różowej taksówki z talizmanami dyndającymi na lusterku, egzotyczną muzyką w głośnikach i znowu przemiłym, choć nie mówiącym ani słowa po angielsku kierowcą . No i w drogę, kierunek Bangkok!!! Spędziliśmy tu chyba najbardziej intensywne trzy dni w naszym życiu. Tuk tuki, świątynie przepełnione złotem, olbrzymimi posągami Buddy, kwiatami, kadzidłami i spokojna atmosferą, na każdym kroku stoiska z owocami, sokami, szaszłyki pichcone na prędce, wszędzie masa, naprawdę masa ludzi, którzy są w stanie zrobić imprezę na kawałku chodnika, zrobić najlepszą restaurację z ulicznego baru i stworzyć atmosferę, która sprawi, że ludzie z całego świata będą czuli się jak w domu. Bangkok zyje całą dobę, zawsze jest głośny, przepełniony ludźmi ( i to nie tylko turystami, ale zwyczajnymi tubylcami, którzy po godzinach urządzają biesiady w swoich sklepach, barach czy przed domami), nawet jeśli nasza dzielnica poszła już spać możemy złapać tuk tuka i pojechać gdzieś gdzie zabawa trwa :)


Bangkok oszołomił mnie zapachami, przyjazna atmosfera, egzotycznymi smakami, naprawdę dobrą zabawą i tym jak łatwo poczuć się tam jak w domu.


Co do biegania, to jest możliwe, oczywiście jak wszędzie :) jednak nieco utrudnione. Pierwszym i najważniejszym problemem jest to, że wszędzie jest masa ludzi, naprawdę ciężko biega się w gigantycznym tłumie, a po ulicach nie polecam, bo taksówki, tuk tuki, autobusy i miliony skuterów robią swoje. Dlatego, jeśli wylądowaliśmy w wyjątkowo przeludnionej części, to proponuje w ramach rozgrzewki spacer do najbliższego parku, które są naprawdę duże, przestronne, ogrodzone i jest gdzie pobiegać. Innym rozwiązaniem jest bieganie po nieco mniej uczęszczanych miejscach, my znaleźliśmy miłe rejony po obu stronach rzeki, włącznie ze nowym mostem. Ja biegać po mostach bardzo lubie, więc była to dodatkowa atrakcja :)



Dodatkowym utrudnieniem w bieganiu była pogoda, przyzwyczajona do zimnego, pobudzającego powietrza w Polsce, musiałam przystosować się do upałów w okolicach 40 stopni i dużej wilgotności powietrza.


Dużo łatwiej i bardziej naturalnie biega sie po plaży, teraz gdy przemieszczamy się po wyspie Phuket niemal codziennie w ramach tzw plażingu choć kilka kilometrów biegam, co nie jest super łatwe w takim upale, ale daje satysfakcję :)


dzisiaj biegałam o zachodzie słońca w Patong :) wykończona, ale szczęśliwa :) niestety zwyczaj Pozdrawiania Biegaczy jeszcze tutaj nie dotarł.





8 komentarzy:

  1. 40 stopni?? nic nie mówię...w Wawie na minusie....jednym słowem biegacz w Tajlandii powinien być też taranem;-P oj chyba tam bardzo fajnie, bo buzia Ci się śmieje mega szeroko;-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie, bardzo fajnie, bardzo polecam :) ale tez juz trochę tęsknię za swoimi ściezkami biegowymi

      Usuń
  2. Na tajskich wyspach w okolicach Malezji bieganie jest zupełnie normalne, bez żadnych tłumów i bez upałów 40 stopniowych

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne zależy na których :) właśnie jesteśmy w Patong, wcześniej Kamala obie na Phuket i tu sa tłumy, 40 stopni i biega się trudno, raczej też mało kto odpowiada na pozdrowienie, ale dla chcącego nic trudnego :) natomiast zapewne na wyspach mniej obleganych przez turystów ma się rajskie okoliczności do biegania niemal wyłącznie dla siebie:) POZDRAWIAM:))))

      Usuń
  3. A dużo biegaczy w ogóle spotkałaś? I raczej turystów czy może lokalesów? Tak podsumowując to zazdroszczę ogromnie - nigdy tam nie byłam a Twoja relacja zachęca zdecydowanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej biegali turyści, lokalsi są zbyt zajęci praca od rana do nocy, może w innych miejscach niz Bangkok i Phuket jest inaczej, jednak tu tylko turyści.

      Usuń
  4. Zachęca? To moje główne marzenia wyjechać do Tajlandii...ale Ci zazdroszczę :(:(:( Jaki okres i jaki koszt?:)
    www.blog.vibio.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy 2 tygodnie Bangkok-Phuket-Singapur-Kuala Lumpur-Bangkok, przeloty, hotele ( średniej klasy) + jedzenie, przejazdy i ogólnie koszty na miejscu to 6 tysięcy, ale myślę że przy bardziej przemyślanym wydawaniu kasy, wyostrzeniu zmysłów na naciagaczy ( np taksówkarze wmawiają, że jakis obiekt jest mega daleko, jedziesz tuk tukiem, płacisz i okazuje się, że zwłaszcza jako biegacz przyszedłbyś na luzaku ), mieszkaniu w hostelach i jedzeniu tylko w barach bez restauracji można się zmieścić w 4.5 tyś

      Usuń