Bieganie
jest super, to nie ulega wątpliwości. Jednak taka szczera, prawdziwa niczym
niepodważalna radość jest u mnie w 100 % w chwili zakończenia biegu :) Wtedy
jest radość, że przekroczyło sie własne słabości, lenistwo, są endorfiny, jest
miłe uczucie zmęczenia i satysfakcja.
W
trakcie bywa różnie, czasami od pierwszej do ostatniej minuty biegnę jak na
skrzydłach i wkurzam się gdy muszę na sekundę się zatrzymać bo akurat przejeżdża
przez ulice samochód, a czasami gdzieś na początku, w środku pojawia się myśl
"kurcze ale dzisiaj ciężko, nogi ważą po 50km każda, jak gorąco....może chwile
pomaszerować? No i wtedy w głowie pojawiają się transparenty z napisami: no co
Ty?! biegnij! nie bądź lamusem! dasz radę! co to dla Ciebie? takie myślenie
pomaga, do tego głośnie muzyka, samozaparcie i chwila kryzysu mija...
:)
Bardzo
fajna i prosta metodę motywacji podpowiedziała mi moja koleżanka, która niemal z
marszu, wcześniej nie biegając pobiegła na 10 km...Po 2 km juz miała dosyć, gdy
myślała ile jeszcze przed nią chciała zejść z trasy. I wtedy zaczęła sie
koncentrować na danej chwili, na tym, że biegnie. Wyłączyła myślenie "ile
jeszcze? Ile jeszcze?" no i pomogło.
Gdy
mam kryzys koncentruje sie tylko na tym, że biegnę i myślę, że ma to dwie
zalety. Oczyszcza głowę, co jest strasznie cenne, bo codziennie w pracy
przyswajam tyle informacji, że czasami czuję jakbym miała nieustająca gorączkę
39 stopni, a po drugie pozwala szybciej i lepiej biec.
Motywują
też oczywiście konkretne plany biegowe, cele i nagrody. Właśnie dlatego gdy
wezmę udział w jednym biegu staram się zapisać na następny, najlepiej o dłuższym
dystansie. W związku z tym, że jestem typem prawdziwego kujona przygotowanie do
biegu traktuje jak prace domową i systematycznie trenuje, wydłużam dystans i to
naprawdę działa! są efekty! Gdy ma sie perspektywę fajnego biegu, to dużo lepiej
się trenuje.
Kolejna
sprawa to kilometry, czas i kalorie. Do biegania nakłaniają mnie też wyrzuty
sumienia, gdy już sobie zaczynam myśleć "no dobra dzisiaj może bez biegania...",
to wtedy sobie przypominam o zjedzonym makaronie na obiad, albo lodach i jakoś
tak sie dzieje, że w minutę znajduję się w butach do biegania. Każdy chce fajnie
wyglądać i mieścić sie w rozmiar S.
Właśnie
dlatego taki mix chęć biegania, chęć poprawiania wyników, wydłużania dystansów i
walka z kaloriami dają bardzo dobry efekt. Biegam niemal codziennie. W ciągu
ostatnich 10 dni 65 km, jak na możliwości początkującej biegaczki to całkiem ok
:)
Nieźle nabiegałaś :)
OdpowiedzUsuńJa w chwilach słabości powtarzam sobie słowa Scotta Jurka: "Zasada jest prosta i surowa: biegnij, aż już nie będziesz mógł. A potem pobiegnij jeszcze trochę. Znajdź nowe źródło energii i woli. I biegnij jeszcze szybciej."
I wtedy się nie poddaję :)
Gy rozmawiałam ze specami od biegania, to mówili, żeby uważać na przetrenowanie, ale ja też tak robię jak napisałaś, bo wiem że ta chwilowa słabość jest tylko w głowie, a gdy ją pokonam to ciało będzie miało siłę biec :)
UsuńChodzi mi oczywiście o siłę psychiczną. Z ciałem się nie wygra, próbowałam się pokonać i skończyło się fatalnie - przetrenowanie, przerwane przygotowania do półmaratonu - cały miesiąc "w plecy".
UsuńPrawda jest taka, że w 9 na 10 przypadków nasza biegowa "niemoc" jest tylko psychiczna i można ją pokonać :)
Jesteś niesamowita ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) pozdrawiam serdecznie!
UsuńNIE WIEM CZY TO DOBRY POMYSŁ-BIEGNIJ AŻ NIE BĘDZIESZ MÓGŁ...
OdpowiedzUsuńMNIE PO TAKIM CZYMS ZASTOPOWANŁO,MIAŁAM LEKKĄ ARYTMIĘ I MUSIAŁAM ZMIENIĆ TAKTYKĘ NA -KOŃCZ WTEDY,GDY JESZCZE MOZESZ DUZO :)
Myślę, że Twoja teoria zapobiega przetrenowaniu i kontuzjom, ale ja jeszcze nie znam umiaru i dopóki mam równy oddech, nie jestem skrajnie wyczerpana i czują że gdzieś jest odrobina siły to biegnę :)
Usuńale gdy ostatnio poszłam biegać w upale i czułam, że jestem na skraju wyczerpania, to po 5km skończyłam
To prawda, że zmiana myślenia może sprawić, że bieg przestaje być takim wyzwaniem, wszystko tkwi w głowie, jeśli koncentrujemy się na zmęczeniu to niestety będzie ono dla nas bardziej dotkliwe, tak samo jak wolniej będzie płynął czas osobie, która wpatruje się w zegarek..
OdpowiedzUsuńDokładnie! :)
OdpowiedzUsuńMotywacja to podstawa! Ja również sobie mówie : dam rade! nie poddaje się, jestem silna;) Skoro przebiegłam 4 kilometry, to równiez dam rade przy następnych 4. Mam taki swój sposób, kiedy już naprawde nie mam siły, to wyznaczam sobie cel, na przykład: biegnę do drzewa, bez zatrzymania, dam radę, dobiegne, myśląc o tym naprawde daje rade!:)Bardzo dużo nauczyłam się od mojego trenera z karate, podczas egzaminów na pasy, trwającyh godzinę, cały czas byłam w wysiłku fizycznym, w ramach "odpoczynku" robiliśmy 100 pompek, już naprawdę padałam na ziemię, wtedy trener do mnie podszedł i mówił: nigdy się nie poddawaj, nie dajesz rady fizycznie, ale to tylko Twój mózg, musisz myśleć, że potrafisz, wtedy wszystko jest łatwiejsze!:) To pomaga.
OdpowiedzUsuńSiła jest w nas, jesteśmy w stanie przezwyciężyć nasze słabości! Nigdy wczesniej nie było to dla mnie taki ważne, odkad ćwicze, upraawiam aktywny tryb życia, jestem z siebie niezmiernie dumna, pokochałam tez swoje ciało, choć jak każda kobieta miałam pełno kompleksów, po prostu lubię na siebie patrzeć, bo wiem, że robię coś dla siebie, że nie stoję w miejscu, nie mówię sobie : jej, ale mam niedoskonałości, tylko mówię: jej, jak dobrze wyglądam!:)
Zainteresował mnie Twój blog, będę obserwować, gdyż mam ogromny szacunek do osób takich jak Ty;) do osób, które dbają o swoje zdrowie, o swój umysł i ciało!
Serdecznie Pozdrawiam
Monika:)
Bardzo dziękuję za miły wpis. Ja tez myślę, że wszystko jest w głowie :) Czasami mam wrażenie, że sport na poziomie rekreacyjnym nie ma barier trzeba tylko rozsądnie trenować, wierzyć w siebie i być systematycznym. Pewnie nigdy bym nie zrobiła 100 pompek, ale przy bieganiu myślę dokładnie tak jak Ty :)Pozdrawiam i zaglądam również do Ciebie!!!!
OdpowiedzUsuńMoją najlepszą motywacją są efekty po treningu :) Mam 24 lata 198cm i ważę 85kg przez kilka lat grałem w piłkę nożną w miejscowym klubie i moja waga utrzymywała się w granicach 86 -87 kg bez względu ile jadłem, a jadłem b. dużo. Dwa lata temu przestałem grac i po ośmiu miesiącach miałem już 94kg. Teraz od 3 miesięcy biegam, początkowo tak żeby zrzucic zbędne kilogramy (teraz mam 85kg), ale tak mi sie spodobało bieganie ze postanwilem przygotowac sie do maratonu. W sumie przebiegłem juz ponad 220km i nie zamierzam przestawac :) P.S. Świetny blog ;) Pozdrawiam i życzę wielu sukcesów :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że wkręciłeś się w bieganie :) Gratuluję namacalnych efektów i przyznam, że trochę zazdroszczę, bo przy 171 cm jak ważyłam 56kg, tak ważę i wskazówka ani drgnie mimo zdrowego odżywiania. Ale za to widzę, że mogę coraz dłużej i szybciej biegać i to mnie motywuje do dalszego działania. Fajnie, że Ci sie podoba mój blog :) dzięki! Pozdrawiam!
Usuń